Dzień 773 – wynik NMR…
Hmm czekając na telefon, że wynik jest do odebrania Ela nauczona doświadczeniem postanowiła zadzwonić i zapytać jak się sprawy mają.
I zdziwiłbym się gdyby było jak powinno.
Otóż Panie z rejestracji zamiast zadzwonić jak poinformowano nas w dniu badania, wysłały sms-a na bliżej nikomu nieznany numer, że badanie jest do odebrania.
I gdyby nie nasz telefon z zapytaniem czas by płynął, a my byśmy czekali…
Jestem wściekły bo to zupełny brak szacunku i poszanowania dla pacjenta.
Wynik badania taki jak można było się spodziewać, czyli zły.
Jutro wysyłamy badanie do Berlina do kliniki i będziemy czekać na decyzję.
Nie chcę myśleć o tym wszystkim, Ela określa moje postępowanie jako typowy syndrom wyparcia choroby.
Może i tak jest, w ramach wypierania nowotworów znów idę na basen na wieczór, jak się zmęczę to szybko zasnę i nie będę za dużo myślał 🙂
Dzień 770 – rezonans…
Chwilami to mam wrażenie, że przyciągam problemy.
Na 14.40 byłem zapisany na rezonans (oczywiście odpłatny 100%).
Niestety już od progu mieliśmy problem z trafieniem do pracowni bo nigdzie nie było informacji jak do niej dojść.
Pani portierka nie mogła nam pomóc bo była pierwszy dzień w pracy i nie wiedziała gdzie co jest :0
Ela usiłowała się dodzwonić by panie z pracowni nas pokierowały, ale żaden z podanych numerów nie odpowiadał.
Po kilku minutach nerwowych poszukiwań dopadliśmy osoby zorientowanej, która wskazała nam drogę.
De facto na miejscu też nic nie było opisane czytelnie i jeszcze chwilę krążyliśmy po korytarzach by na końcu trafić na właściwą poczekalnię.
Udało nam się znaleźć Panią, która rejestrowała, kasowała, wykonywała badania i dowiedzieliśmy się, że jest ponad godzinne opóźnienie.
Szkoda, że nikt nie wpadł na pomysł by nas o tym poinformować, bo smsa z przypomnieniem o terminie badania mogli wysłać.
Nic to, jak już dotarliśmy to cierpliwie wyczekaliśmy na moją kolej.
Spędziłem w ciasnej tubie dwie godziny z małą przerwą na podanie kontrastu, dobrze, że choć pielęgniarka sprawnie się wkłuła.
Każdy kto miał NMR wie, że już po kilku minutach można tam oszaleć, tym bardziej, że nie dostałem ani słuchawek ani zatyczek do uszu.
Taki luksus za 1500 zł.
Opis ma być do tygodnia, potem prześlemy go do Berlina i wtedy wszystko się rozstrzygnie.
Dzień 768 – emocje, badania…
Po pozytywnych emocjach związanych z szermierką przyszedł czas na mniej przyjemne emocje związane z chorobami.
Zgodnie z zaleceniami lekarzy z Berlina przygotowuję się do badania, które odpowie czy mam jeszcze szansę na leczenie.
Rano byłem w przychodni zrobić badania konieczne przed NMR.
A w sobotę jak wyniki pozwolą badanie rezonansem, przez niemal dwie godziny 🙁
Ale najważniejsze, że udało się znaleźć urządzenie mające w miarę dobrą liczbę Tesli.
Potem badania prześlę do Berlina i będę czekał na…
Szczerze mówiąc kiedy tylko wróciłem do myślenia o leczeniu, poczułem jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze.
Jestem zmęczony ciągłym stresem czy uda się co miesiąc uzbierać na leki na SM, o uzbieraniu na leczenie raka…
Dzień 758 – mój czas…
To był trudny dzień, pomimo, że nic tego nie zapowiadało.
O 12.00 miałem lekcyjkę z trenerem, co jak zwykle wywołało u mnie dobre samopoczucie.
Po powrocie do domu zajrzałem na skrzynkę mailową i znalazłem informację z kliniki w Berlinie z prośbą o pilny kontakt.
Byłem pewien, że chodzi o dopłatę za operację w marcu.
Ja mówię po niemiecku w zakresie podstawowym.
Na szczęście koleżanka Eli zna dobrze niemiecki włącznie z zakresu medycyny.
Zadzwoniliśmy do sekretariatu profesora i wiadomość jaką usłyszeliśmy sprawiła, że usiedliśmy.
Mój czas na kontynuowanie leczenia nowotworu się kończy.
Za kilka dni minie 4 miesiące od operacji, to bardzo duża przerwa, pozostałe guzy się rozrastają i profesor się obawia, że mogły osiągnąć krytyczną ilość i rozmiary i nie będzie mógł mi już pomóc.
Zapytałem czy wie ile kosztowałoby leczenie i odpowiedź mnie zmroziła 30.000 euro plus 3000 euro dopłaty za marzec.
Muszę zrobić badania, które określą postęp choroby i przesłać je do kliniki wtedy mam zadzwonić czy da się jeszcze coś zrobić.
Powiem szczerze nie zdawałem sobie sprawy, że minęło już tyle czasu.
O postępie nowotworu mogą świadczyć kłopoty z chodzeniem i nie tylko, prawdopodobnie znów guzy uciskają rdzeń.
Jutro będziemy szukać gdzie najszybciej zrobią mi badania, muszą być wykonane ściśle według zaleceń, a nie wszystkie ośrodki takowe wykonują.
No cóż mój czas mija.