Dzień 816 – Radio Wrocław
Zapraszam 29 sierpnia na godzinę 17.30 do słuchania RADIA WROCŁAW : Wrocław, Legnica 102,3 FM| Wałbrzych 95,5 FM| Zgorzelec, Bolesławiec 103,6 FM| Kudowa – Zdrój 98,0 FM
Kotlina Jeleniogórska 96,7 FM| Kotlina Kłodzka 96,0 FM| Bogatynia 89,0 FM
Na program redaktor Martyny Czerwińskiej.
Dzień 814 – dramatyczna prawda o tym jak w Polsce leczy się chorych jak ja!
Artykuł nr 1
Jak w Polsce leczy się nowotwory? Szokujące dane
Tłok, wielogodzinne oczekiwanie w kolejkach, brak miejsc siedzących! Tak wygląda leczenie pacjentów chorych na raka w wielu centrach onkologii w całym kraju! Polacy, którzy toczą walkę ze śmiertelną chorobą często na wizytę muszą czekać nawet kilka miesięcy. A przecież w walce z rakiem liczy się każdy dzień!
Przerażające statystyki! Co godzinę w Polsce na raka zapada 12 osób. Przeżywają zaledwie trzy! Jak to możliwe? Cały czas czas słyszymy, że im wcześniej dowiemy się, że mamy nowotwór tym lepiej. Niestety, teoria nie idzie w parze z praktyką. Pacjenci, u których wykryto raka przekonali się, że w Polsce na leczenie trzeba czekać. Ile? Długimi miesiącami.
Okazuje się, że aby dostać się do specjalistów, nie raz muszą czekać w kolejkach nawet pół dnia. Najgorsze jest jednak to, że bardzo często nie wiedzą, co tak na prawdę im dolega. Dlaczego tak się dzieje?
Po tym, jak u pacjentów lekarze wykryją guza, należy wykonać biopsję, na podstawie której lekarze mogą stwierdzić z jakim nowotworem mają do czynienia. Zdarza się, że na ostateczną diagnozę trzeba czekać nawet kilka tygodni! Tymczasem bez jasnej diagnozy trudno rozpocząć terapię. Dopiero po tym, jak lekarze postawią diagnozę chory zaczyna leczenie onkologiczne. I tu czeka go prawdziwy koszmar!
Na wizytę u onkologa trzeba czekać nawet kilka miesięcy. Każdego dnia w centrach onkologi w długich kolejkach ustawiają się setki chorych, którzy walczą o życie. Tłok, ścisk, brak miejsc siedzących! Oto polska rzeczywistość!
Na oddziałach onkologicznych wcale nie jest lepiej! Na łóżko na chemioterapii oraz radioterapii muszą czekać od tygodnia do miesiąca. Gdy już zostaną przyjęci do szpitala czeka ich kolejne upokorzenie. Chorzy, których czeka operacja, muszą leżeć ściśnięci po 5-6 osób na niewyremontowanych salach. Odpadający tynk, brudne ściany, grzyb w pomieszczeniach to niemal standard. Czy w takich warunkach można wrócić do zdrowia?
Osoby, które walczą z rakiem nie mają wątpliwości. W Polsce największe szanse na przeżycie mają ci, których stać na prywatne leczenie. Króluje bezwzględna zasada: masz pieniądze to przeżyjesz.
A tak wygląda droga Polaka do zdrowia:
- Lekarz rodzinny
Czujemy niepokojące bóle. Potrzebujemy pomocy. Idziemy albo dzwonimy do przychodni, żeby umówić wizytę. Ale nie ma tak od razu! Trzeba uzbroić się w cierpliwość i parę dni poczekać.
Dwa – trzy dni czekania
- Specjalista
Lekarz rodzinny wypisuje nam skierowanie do specjalisty, np. neurologa czy urologa. Zapisujemy się. Ale na długiej liście chętnych są przed nami tłumy. I znów nasza cierpliwość zostaje wystawiona na próbę.
Trzy miesiące czekania
- Badanie tomograficzne
Lekarz specjalista kieruje nas na badanie np. tomografię komputerową czy rentgen. Kolejna dawka upokorzenia, gdy dowiadujemy się o wyznaczonym nam terminie
Dwa – pięć miesięcy czekania
- Biopsja
Jeśli po badaniu np. tomografem, dowiemy się, że mamy guza, czeka nas kolejne badanie – biopsja, która pozwoli określić, czy zmiana jest łagodna czy złośliwa. I teraz dopiero zaczynają się najgorsze nerwy. Na diagnozę czekamy w stresie nawet wiele miesięcy.
Do kilku miesięcy czekania
- Onkolog
Z wynikiem biopsji zapisujemy się do onkologa. Na podstawie wyników biopsji onkolog stawia diagnozę. Potem rozpoczyna się leczenie. Ale zanim zobaczymy się z onkologiem, musimy – wiadomo! – czekać!
Trzy miesiące czekania
- Leczenie
Onkolog kieruje nas na chemioterapię, radiologię bądź zaleca operację. To nie koniec naszych nerwów, ale tu czas oczekiwania jest już stosunkowo krótki w stosunku do tego, czego doświadczyliśmy przez ostatni rok.
Do miesiąca czekania
źródło: Fakt.pl
Artykuł 2
Chorzy na raka prostaty bez dostępu do leku ostatniej szansy.
Pacjenci z zaawansowanym rakiem prostaty, u których wyczerpały się standardowe metody terapii, ciągle nie mają dostępu do leku ostatniej szansy, który wydłuża ich życie i poprawia jego jakość – podkreślali lekarze i przedstawiciele pacjentów w rozmowie z PAP.
Odnieśli się w ten sposób do faktu, że w projekcie obwieszczenia ministra zdrowia z 19 sierpnia, który dotyczy najnowszych zmian w refundacji leków, zabrakło programu lekowego z octanem abirateronu. Program miałby być przeznaczony dla chorych na zaawansowanego raka prostaty z przerzutami, u których przestała działać standardowa hormonoterapia (tzw. rak prostaty oporny na kastrację), a choroba postępuje w trakcie lub po chemioterapii z użyciem docetakselu.
Stworzenie takiego programu zarekomendowała 13 maja 2013 r. Rada Przejrzystości Agencji Oceny Technologii Medycznych (AOTM) pod warunkiem znacznego obniżenia kosztów terapii tym lekiem – o 75-80 proc. ceny oferowanej przez producenta. Cena za jedno opakowanie octanu abirateronu, które starcza na miesiąc leczenia, wynosi aktualnie 16-17 tys. złotych.
– Obecnie chorym na raka prostaty z przerzutami, u których standardowa chemioterapia nie działa lub przestała działać nie mamy do zaoferowania żadnej opcji terapeutycznej, która jest w stanie wydłużyć ich przeżycie – powiedział prof. Piotr Wysocki z Oddziału Chemioterapii Wielkopolskiego Centrum Onkologii w Poznaniu.
Przypomniał, że – jak wykazały badania kliniczne – octan abirateronu wydłuża całkowite przeżycie pacjentów średnio o ok. cztery miesiące. – To dużo w przypadku tzw. terapii schyłku życia, czyli u pacjentów, u których spodziewana długość życia wynosi ok. dwa lata. W krajach Europy Zachodniej, podejmujących decyzje refundacyjne w oparciu o analizy farmakoekonomiczne, przyjmuje się, że jeżeli nowy lek stosowany w ramach terapii schyłku życia wydłuża średnie przeżycie chorych o trzy miesiące, to jego finansowanie jest uzasadnione – powiedział prof. Wysocki.
Dr Elżbieta Senkus-Konefka z Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego przypomniała, że octan abirateronu jest teoretycznie dostępny w ramach tzw. chemioterapii niestandardowej, na którą wojewódzki oddział Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ) musi wydać indywidualną zgodę dla konkretnego pacjenta.
W przypadku octanu abirateronu zgody na pełne finansowanie leku przez 3 miesiące były wydawane do niedawna. Po upływie tego czasu, gdy leczenie przynosiło korzyści, lekarz prowadzący pacjenta wnioskował o jego przedłużenie na kolejne trzy miesiące i taką zgodę uzyskiwał, wyjaśnił PAP prof. Wysocki.
Jednak 29 kwietnia 2013 r. Rada Przejrzystości AOTM zarekomendowała stosowanie octanu abirateronu w ramach chemioterapii niestandardowej pod warunkiem obniżenia ceny leku do poziomu mieszczącego się w granicach efektywności kosztowej.
W rezultacie oddziały NFZ zaczęły zwracać ośrodkom leczącym chorych tym lekiem kwotę około 3,7 tys. złotych za opakowanie – wyjaśniła dr Senkus-Konefka. – Pojawił się problem, kto ma zapłacić za resztę, ponieważ to, co NFZ proponuje stanowi najwyżej jedną czwartą ceny leku – powiedziała onkolog. Za resztę, czyli trzy czwarte ceny leku, musiałby zapłacić albo pacjent, albo szpital.
W odpowiedzi na pytanie PAP o uzasadnienie zmian w poziomie finansowania terapii abirateronem rzecznik NFZ Andrzej Troszyński wyjaśnił, że dyrektorzy oddziałów wojewódzkich Funduszu nie mogą wyrazić zgody na finansowanie leku w cenie wyższej, niż wynikająca z rekomendacji prezesa AOTM. „Zgoda na wyższą cenę byłaby złamaniem przepisów ustawowych (regulujących realizację świadczenia chemioterapia niestandardowa – PAP)” – napisał rzecznik NFZ.
Potwierdził to również rzecznik Ministerstwa Zdrowia Krzysztof Bąk w odpowiedzi przesłanej PAP.
W związku z zaistniałą sytuacją, zarząd firmy Janssen-Cilag, która jest producentem leku, podjął decyzję o finansowaniu leczenia za symboliczną złotówkę wszystkim (tj. ok. 120) pacjentom, którzy otrzymali zgodę NFZ na terapię przed 29 kwietnia – poinformował PAP dyrektor medyczny firmy, Przemysław Bocheński.
Problem w tym, że od czasu ukazania się rekomendacji AOTM nikt nie decyduje się kwalifikować do tej terapii nowych chorych.
Eksperci ocenili, że najlepszym rozwiązaniem byłoby stworzenie programu lekowego z octanem abirateronu. – Tworząc program lekowy można zastosować dodatkowe mechanizmy finansowe, które pozwolą obniżyć ostateczne koszty terapii i jej wpływ na budżet – wyjaśnił prof. Wysocki. Przykładem może być tzw. instrument podziału ryzyka (risk-sharing), tj. podzielenie się z producentem ryzykiem finansowym ponoszonym w związku z terapią.
Rzecznik MZ Krzysztof Bąk poinformował, że aktualnie trwa proces negocjacyjny z producentem octanu abirateronu w celu osiągnięcia wymaganego ustawowo progu opłacalności dla leku.
Specjaliści zgodzili się, że ceny nowych leków onkologicznych są bardzo wysokie i żadnego kraju nie będzie stać na finansowanie ich wszystkich. Dlatego coraz więcej państw prowadzi ocenę efektywności kosztowej leków, tj. ocenę tego czy cena leku jest uzasadniona korzyścią, jaką uzyskują pacjenci.
Zgodnie z obowiązującym w Polsce progiem efektywności kosztowej rok dodatkowego życia pacjenta, skorygowany o jakość, nie powinien być droższy niż trzykrotność PKB na jednego mieszkańca, czyli ok. 100 tys. złotych. – Prawdopodobnie cena żadnego z nowych leków onkologicznych nie mieści się w tych wartościach. Jednak bardzo przykro jest, gdy widzi się, że w innych krajach leki te są refundowane, a u nas nie – powiedziała dr Senkus-Konefka.
Podobnego zdania jest prezes Polskiej Koalicji Pacjentów Onkologicznych Leszek Borkowski. Jak ocenił w rozmowie z PAP, część pieniędzy na nowe leki można by na przykład zaoszczędzić dzięki systematycznemu usuwaniu z listy refundacyjnej medykamentów, które w innych krajach zostały zakazane lub nie są już stosowane.
źródło:PAP
Dzień 809 – zbieram się…
Codziennie jestem na basenie, na inną formę rehabilitacji nie miałbym sił.
A pływanie to był strzał w 10!
Moje dziewczyny są lepsze niż nie jeden lekarz 🙂
Od września dojdzie praca z psychologiem, może uda się coś wcześniej, ale to nic pewnego.
Jednym słowem zbieram siły przez decydującym starciem…
Dzień 803 – Słowo Sportowe
Mistrzostwa świata w szermierce – Budapeszt 2013
Dzisiaj w Budapeszcie zakończą się mistrzostwa świata w szermierce. Ostatniego dnia na węgierskich planszach rywalizować będą drużyny floretu panów, z wrocławianinem Leszkiem Rajskim, oraz szabli pań. Trzymamy także kciuki za Jacka Gaworskiego, który walczyć będzie o medal w drużynie w gronie florecistów na wózku.
Niestety, podobnie jak po igrzyskach, tak i po tegorocznych mistrzostwach świata miny polskich szermierzy są nietęgie. Do tej pory nie udało się wywalczyć ani jednego medalu! Najbliżej podium była nasza szpadowa drużyna panów, która walczyła w składzie Michał Adamek, Tomasz Motyka (obaj AZS AWF Wrocław), Krzysztof Mikołajczak oraz Radosław Zawrotniak (AZS AWF Wrocław). Po bardzo dobrym meczu ćwierćfinałowym, w którym Polacy wygrali z Izraelem, niestety w półfinale musieli już uznać wyższość Węgrów. W meczu o 3. miejsce i brązowy medal nie sprostali Francuzom. Blisko podium był też Radek Zawrotniak indywidualnie. Ostatecznie zajął dobre 6. miejsce. Na tym samym poziomie co Zawrotniak swój udział w zawodach zakończyła szablistka Aleksandra Soacha. Honor szpadzistek uratowała Renata Knapik, która znalazła się w 16. Słabszą formę trzeba wybaczyć Magdalenie Piekarskiej, która po igrzyskach przeszła operację kolana. Najlepiej z florecistów zaprezentował się reprezentant klubu Wrocławianie Leszek Rajski, który jako jedyny awansował do 32, na tym jednak zakończył swoją karierę na mistrzostwach. W 32 znalazły się także dwie florecistki: Karolina Chlewińska i Martyna Synoradzka, ale to zdecydowanie nie jest powód do radości. Najlepsza w tej broni, jak można było przypuszczać, była Włoszka – Arianna Erigo. Włoszki też spokojnie zwyciężyły w rywalizacji drużynowej.
Jacek bohaterem!
W tym roku wyjątkowo interesowała nas rywalizacja zawodników niepełnosprawnych. To za sprawą Jacka Gaworskiego. Chory na stwardnienie rozsiane i nowotwór rdzenia kręgowego szermierz spełnił swoje marzenia i po 26 latach znów pojechał na mistrzostwa świata. W Brazylii startował jeszcze jako pełnosprawny sportowiec. Tym razem rywalizował już niestety na wózku. Jacek wystąpił w dwóch broniach. Najpierw w szpadzie, a dzień później w swoim ukochanym florecie. Zajął 14. miejsce. Choć pewnie chciał stanął na podium, to dla nas i tak jest wielki bohaterem. Najważniejsze, że przy tak zaawansowanej chorobie udało się do Budapesztu pojechać i wystartować, że pomimo zmęczenia Jacek będzie walczył także dziś w drużynie. Swoją najważniejszą walkę w życiu rozpocznie jednak dopiero po powrocie z Budapesztu. Nowotwór jest tak zaawansowany, że leczenia sportowca jest w stanie podjąć się tylko klinika z Bostonu. Koszt kuracji to 300 tys. zł. Suma zawrotna, biorąc pod uwagę, że florecista miesięcznie płaci 8 tys. zł za lek, które skutecznie hamuje stwardnienie rozsiane. Po raz kolejny życie Jacka zależy od ludzi, którzy zdecydują się pomóc. Wszystkie informacje znaleźć można na stronie jacekgaworski.pl.