Dzień 825,826 – WWW.SPORTGAME.COM.PL
„Pomóż Jackowi Gaworskiemu w walce o życie”
06.09.2013
godz. 13:36
Dzień 821 – czas…
Ochłodzenie nie przyniosło mi poprawy samopoczucia 🙁
Jestem osłabiony i niestety to postępuje.
Gdyby nie wizyty na basenie pewnie poruszałbym się już na stałe na kółkach.
Zobaczymy co przyniesie czas…
Dzień 818 – Tvn 24.pl
„Moje życie drugi raz zostało wycenione”. Sportowiec zbiera na leczenie nowotworu
– Po raz drugi moje życie ma konkretną cenę. Cały czas walczę, ale bez wsparcia osób o dobrym sercu przegram. Dlatego proszę o wsparcie mnie w walce z chorobami i czasem. Mam dwa tygodnie, by uzbierać 300 tys. zł na podjęcie się eksperymentalnego leczenia w Bostonie – apeluje.
„Mówi się, że życie jest bezcenne”
Jacek Gaworski przez 22 lata uprawiał wyczynowo szermierkę. Jako florecista zdobył dziesiątki medali. Był mistrzem Polski, członkiem kadry narodowej i olimpijskiej. Choroba zaatakowała go nagle w 2004 roku. Diagnozą było stwardnienie rozsiane. Tak jak kiedyś na planszy, stanął do walki z chorobą.
– W czerwcu 2011 roku rozpocząłem terapię lekiem nowej generacji. Miesięczna dawka kosztuje 9100 zł. Niestety mam postać stwardnienia rozsianego wtórnie postępującą. Z tego powodu moje leczenie nie jest refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Mówi się, że życie jest bezcenne. Miesiąc mojego życia został wyceniony na 9 tys. zł – mówi Jacek Gaworski.
Nowotwór zaatakował rdzeń
Dzięki terapii sportowiec wrócił do uprawiania szermierki z tym, że teraz walczy na wózku inwalidzkim. Znów godnie reprezentuje Polskę na planszach świata.
W kwietniu 2012 roku u pana Jacka zdiagnozowano drugą ciężką chorobę – nowotwór mnogi rdzenia. Ze względu na lokalizację, ilość guzów nowotworowych oraz obciążenie ciężką postacją stwardnienia rozsianego, odmówiono mu leczenia w Polsce.
– Lekarze powiedzieli wprost, że nie mają doświadczenia z tego typu nowotworem i nie podejmą się leczenia. Za to pomogli mi lekarze z kliniki w Berlinie – opowiada szermierz.
Nie uzbierali pieniędzy, przerwali leczenie
Koszty terapii w Berlinie były ogromne. Pierwszy etap kosztował 20 tys. euro. Kolejne miały być równie kosztowne.
– Po raz drugi okazało się, że moje życie ma konkretną cenę. Po pierwszej operacji usunięcia guzów wyznaczono termin na drugi etap leczenia. W ciągu 4 miesięcy znowu musieliśmy uzbierać blisko 150 tys. zł. Niestety, mimo aukcji, zbiórek i licytacji nie udało się i nie mogliśmy się podjąć kontynuacji – wspomina Gaworski.
Okazało, że na kontynuację tej formy terapii jest już za późno. Lekarze rozkładali ręce, bo guzy rosły i naświetlanie byłoby już niewystarczające.
– Dlatego poprosiliśmy ich o jakąkolwiek pomoc. Szukaliśmy ratunku wszędzie i wtedy skierowano nas do kliniki w Bostonie na eksperymentalne leczenie. To jedyna możliwość ratunku dla mojego męża – mówi Elżbieta Gaworska, żona sportowca.
Ostatnia szansa w Bostonie
Dzięki profesorom z Berlina klinika w Stanach w ostatnim momencie dopisała Jacka do listy pacjentów, którzy mogą wziąć udział w eksperymentalnym leczeniu.
– Dostali wszelkie możliwe badania, wycinki i stwierdzili, że się nadaję. Zaświeciło się światełko. Mieliśmy już chwile zwątpienia, ale taki mam charakter, że walczę do samego końca. Problem w tym, że 300 tys. zł to dla nas kwota niewyobrażalna. Jeżeli nie zdążymy do połowy września uzbierać pieniędzy to lek nie zostanie mi podany, bo w momencie patentowania eksperymentalnego leku klinika nie może już dopisywać pacjentów na listę – wyjaśnia Gaworski.
Na koncie tylko 4 tys. zł
– Cena mojego miesięcznego życia nadal jest bardzo wysoka. Leki, rehabilitacja pochłaniają wszystkie nasze oszczędności. Stwardnienie rozsiane i nowotwór to coś czego się niespodziewałem. W jakimś stopniu udało się, że SM nie rozwija się tak szybko. I nie poddam się także w walce z nowotworem – dodaje szermierz.
W tej chwili z potrzebnych 300 tys. zł na leczenie Gaworscy uzbierali tylko 4 tys. zł.
– Choroba postępuje, a czasu jest niewiele. Dlatego Jacek musi jak najszybciej rozpocząć leczenie. Chciałabym, żeby mój mąż doczekał się ślubu córki czy narodzin naszych wnuków – mówi Gaworska. – Szermierka zawsze była dla niego motywacją do życia. Nawet gdy choroba postępowała Jacek startował w zawodach. Ostatnio wrócił z Mistrzostw Świata w Budapeszie. Wierzę, że tak samo jak w zawodach mąż będzie walczył z chorobą i uda mu się ją chociaż po części pokonać – kwituje pani Elżbieta.
Osoby, które chcą wspomóc w walce z chorobą Jacka Gaworskiego mogą wpłacać pieniądze na konto podane na stronie internetowej sportowca w zakładce „pomoc”.
Autor: Marta Balukiewicz / Źródło: TVN 24 Wrocław 30 sierpnia 2013,
Dzień 817 – reportaż Radia Wrocław…
Dwa tygodnie na zebranie 300 tys. zł
Znany wrocławski szermierz Jacek Gaworski musi uzbierać w dwa tygodnie 300 tys. zł na eksperymentalne leczenie w Bostonie.
To jego ostatnia szansa na uratowanie życia. Sportowiec od kilku lat choruje na stwardnienie rozsiane.
Kilka miesięcy temu dowiedział się jeszcze o nowotworze rdzenia. Mimo to nie traci nadziei i pokazuje innym, że nawet w takim stanie można walczyć o medale.
Właśnie wrócił z Mistrzostw Świata w Budapeszcie.
– Szermierka jest najlepszą rehabilitacją i motywacją do życia –mówi żona sportowca Elżbieta Gaworska.
http://www.prw.pl/articles/view/30293/dwa-tygodnie-na-zebranie-300-tys-zl