Dzień 229 – żonglerka…
Ustawa refundacyjna ostatecznie odcięła mnie od możliwości leczenia 🙁
Wierzyłem, że projekt o utworzeniu programu terapeutycznego z lekiem, który biorę stanie się realny, niestety ustawa wrzuciła go do kosza na śmieci.
Mogę zapomnieć o refundacji leczenia 🙁
Od początku choroby płacę 100% za leki, rehabilitację i zastanawiam się po co przez wszystkie lata były pobierane składki, skoro jak zachorowałem i tak zostałem zmuszony do pełnopłatności!
Mimo, że leki, które biorę ratują moje zdrowie i życie. A konstytucja w takim wypadku gwarantuje, że Państwo ma obowiązek otoczyć chorego przewlekle opieką. Zamiast opieki mamy ustawę refundacyjną.
Twór, który wszedł w życie 01 stycznia 2012 sieje spustoszenie, z każdym dniem odkrywając coraz gorsze informacje dla chorych. Jego destruktywne działanie uderza nie tylko w aptekarzy i lekarzy, ale przede wszystkim zagraża zdrowiu i życiu chorych ludzi.
Czy ktoś w końcu się opamięta i pomyśli, że przez pochopne decyzje żongluje ludzkim życiem?!
Dzień 202 – do podrychtowania ;)
Koniec roku to czas wyczerpanych limitów w lecznictwie 🙁
Poszedłem zrobić badania, które muszę okresowo wykonywać ze względu na lek i usłyszałem j.w.
Postawiony pod murem zmuszony byłem zapłacić.
Wyniki niestety potwierdzają po raz kolejny zapiski z ulotki informacyjnej od Gilenii.
Albo mam przekroczone normy w górę, albo w dół.
Byłem zaniepokojony, jak je odbierałem, Pani która mi je wydawała patrzyła na mnie z politowaniem.
Moja żona spojrzała na wyniki potem na mnie i orzekła: będziesz żył, trochę Cię podrychtujemy i będzie dobrze 🙂
Ela to mnie przy życiu trzyma!!!
Dzień 176 – i jak ma być dobrze :(
Dla mnie i wielu tysięcy chorych MZ i NFZ nie ma pieniędzy na leczenie, natomiast zgodnie z raportem NIK przez niegospodarność utopiono miliony w e-zdrowiu 🙁
Zapraszam do lektury artykułu Miliony utopione w służbie zdrowia zamieszczonego na Gazecie Prawnej.
Koszty informatyzacji służby zdrowia (źródło Dziennik Gazeta Parwna)
Dzień 170 – odstresowanie na sportowo :)
Wściekłość na NFZ wyładowałem rano w parku z kijami, a wieczorem na basenie.
Wojna podjazdowa z urzędnikami kosztuje mnie bardzo dużo zdrowia, ale nie dam się!
Rano, żeby rozładować złe emocje dziewczyny zabrały mnie do Parku Szczytnickiego, było super. W parku ruch jak na „pchlim targu”, rude wiewióry skaczą po drzewach jak gdyby zimy miało nie być, wrony kopią w liściach w poszukiwaniu żołędzi, którymi potem rzucają na jezdnię w celu wydobycia smacznego środka. Wszędzie pełno liści w przeróżnych kolorach, do tego słoneczko, cisza spokój, po prostu chce się żyć 🙂
Wieczorem, by mieć pewność, że złość wyładowana, poszedłem na basen. Popływałem, poćwiczyłem z deską i oczywiście ulubiony punkt wizyt na basenie – bicze i kanonki 🙂
Jestem zmęczony i odstresowany 🙂