Dzień 318 – spacer w deszczu…
Poćwiczyłem z ciężarkami i pomimo mrzawki „wyskoczyłem” na krótki spacerek z kijkami 🙂
I wcale nie było tak źle, myślałem, że będzie zimno, a było całkiem przyjemnie. Z cukru nie jestem więc się nie rozpuściłem. Po powrocie do domu troszkę miałem mokrą kurtkę spodnie i buty, ale cóż to za ofiara w zamian za to jak dobrze się czułem dotleniony.
W ostatnich dniach odczuwam potrzebę przebywania na świeżym powietrzu, może to wiosna, a może organizm dopomina się o tlen 🙂
Dzień 317 – aleją…
To był bardzo udany dzień, do południa spacerowałem wśród Trzebnickich lasów, a wieczorem, żeby nie było zakwasów popływałem na basenie 🙂
Pogoda nas rozpieszczała, słońce zachęcało do aktywności. Spacer w plenerze to czysta przyjemność, kwitnące kwiaty, pąki na drzewach, widać, że wiosna zagościła na stałe.
Jestem zmęczony, ale bardzo zadowolony, tego mi trzeba było 🙂
Dzień 313 – szaleniec…
Wyobraźcie sobie, że poprawa mojego stanu ogólnego wywołała wściekłość u pewnego Pana też chorego na SM, w związku z czym naubliżał mi mailowo.
Jak otworzyłem pocztę to byłem tak zaskoczony, że aż zawołałem Elę, bo przez chwilę wątpiłem w to co widzę.
Nie ukrywam, że i na niej kalumnie rzucane na moja osobę zrobiły wrażenie. Z tego co pisał to od samego początku dopingował mi, żeby mój stan się pogarszał. I kiedy w końcu po kilku miesiącach to się stało i poczułem się znacznie gorzej, to był balsam dla jego duszy. A kiedy przeczytał na blogu, że jest lepiej wpadł we wściekłość i mi naubliżał.
W pierwszej chwili było mi przykro, ale potem to nawet mu współczułem, bo mieć w sobie tyle podłości to musi człowieka zżerać od środka.
Dziś dokładnie odczułem co znaczy powiedzenie, że „Jeden Pan Bóg tylko wie ilu ma wariatów pod opieką”.
Pozdrawiam Pana Panie Ryszardzie W. zdrowia życzę, szczególnie psychicznego;)
Dzień 308 – ja i mój Duch :)
..niech wiara się tli, dodając Ci sił, by na nic nie było za późno.. jutro możemy być szczęśliwi…
Dziś dostałem super pozytywnego maila, którego częścią treści dzielę się z Wami:)
Raz Dwa trzy – Jutro możemy być szczęśliwi
Nadzieja to plan
on ziści się nam
przydarzy się na pewno się zdarzy
więc uwierz za dwóch
ty i twój duch
z nadzieją wam będzie do twarzy
więc uwierz za dwóch
ty i twój duch
z nadzieją jest bardziej do twarzy
jutro możemy być szczęśliwi
jutro możemy tacy być
jutro by mogło być w tej chwili
gdyby w ogóle mogło być
oto jest czas
on zmienić ma nas
to czas który ma nas zmienić
nim zgadniesz jak
przeoczysz znak
ten znak co jest źródłem nadziei
nim zgadniesz jak
przeoczysz znak
ten znak co jest źródłem nadziei
jutro możemy być. . . itd.
niech wiara się tli
dodając ci sił
by na nic nie było za późno
lecz traci swój sens
gdy głupi masz cel
i góry przenosisz na próżno
lecz traci swój sens
gdy głupi masz cel
i góry przenosisz na próżno
jutro możemy być. . . itd.
Dzień 307 – zatrzymało się!
Lepiej nie jest, to fakt, ale nie jest też gorzej i to mnie cieszy najbardziej 🙂 nieśmiało marzę o poprawie 🙂
Odczytuję to jako zapowiedź poprawy, może jestem naiwny i żywię się mrzonkami, ale tak jest mi łatwiej. Człowiek do dobrego przyzwyczaja się bardzo szybko i wówczas trudniej mu znieść pogorszenie.
Od kiedy biorę Gilenyę nie miałem rzutu, mój stan poprawiał się z dnia na dzień. Było to wręcz nie wiarygodne, poprawa była widoczna gołym okiem. Potem nastał czas kiedy zewnętrznie wiele się nie działo, ale w środku w głowie choroba wyhamowywała. Jestem szczęśliwy, że dane mi było doświadczyć tych kilku miesięcy i chciałbym więcej.
Kompleksowe pogorszenie się mojego stanu w ostatnim czasie przestraszyło mnie. Na początku łudziłem się, że za dzień dwa będzie lepiej, ale ten stan już trochę trwa i z każdym dniem dochodził jakiś gorszy objaw.
Z ulgą przyjąłem fakt zatrzymania postępu na gorsze, teraz po cichutku marzę o poprawie 🙂