Dzień siódmy – ciśnienie +/-
Obudziło mnie dziwne ciepło w klatce piersiowej, rozchodzące się po całym ciele. Trochę się zaniepokoiłem, tym nowym objawem. Zmierzyłem ciśnienie i było bardzo wysokie 200/110.
O stałej porze przyjąłem kapsułkę, pół godziny później znów zmierzyłem ciśnienie i nadal było bardzo wysokie. Żona zadecydowała, że muszę mieć zmierzone na innym aparacie, czasem te elektroniczne zafałszowują pomiar, bo np. bateria jest słaba.
Córka zawiozła mnie do przychodni, gdzie zaprzyjaźnione Panie Pielęgniarki chętnie zmierzyły mi ciśnienie na swoim aparacie. Zrobiły to bardzo skrupulatnie na obu rękach. Ponadto zmierzyły też moim aparatem, żeby mieć porównanie. Na ich wyszedł pomiar 120/85 (co jak na mnie jest podwyższone) a na moim było 157/100 (dzikie) .
Czyli wniosek z moim aparatem było coś nie tak, po wymianie baterii zaczął wskazywać właściwie. Przez bardzo częste mierzenie ciśnienia w ostatnich sześciu dniach wykończyło baterie. Mimo wszystko Ela się nie dała zwieść, najbardziej zaniepokoiło ją to dziwne ciepło i podwyższone mimo wszystko ciśnienie. Jutro mnie zawozi do lekarza prowadzącego na kontrolę, na którą mieliśmy jechać w poniedziałek.
Sam jestem ciekaw jego reakcji na poprawę mojego stanu.
Dzień szósty – samowolka
Dziś uznałem, że skoro czuję się tak samo jak wczoraj to bez konsultacji z prowadzącym zdecydowałem – jadę na wieś! W mieście jest już nie do wytrzymania.
Mój stan jest stabilny, skutki uboczne w niewielkim stopniu odczuwalne. Ciśnienie lekko podwyższone co jest kolejną fazą działania leku.
Zanosiło się na burzę, nawet drób zrobił się nerwowy.
Ta samowolka była mi potrzebna.
Dzień piąty – wyjazd na wieś
Stan poprawy nadal się utrzymuje, aż boję się, że to sen.
Noga – bez spastyczności, wzrok – widzę wyraźniej niż dotychczas. Ciśnienie zrobiło mi psikusa, miałem bardzo wysokie jak na mnie 196/96 tętno 62, nadal mierzę regularnie co godzinę.
W związku z dobrym samopoczuciem dostałem zgodę na wyjazd na wieś. Było super zupełnie inne powietrze niż w mieście, ponadto te upały mniej dokuczają w cieniu stodoły niż na balkonie w bloku.
Obserwowanie zwierzaków jak się bawią, nawet ruszyłem na chwilę do zabawy z nimi (dowód załączone zdjęcie). Cieszę się i delektuję każdą chwilą jakby to miała być ostatnia.
I wszystko to dzięki Wam!
Dzień czwarty – dalsza poprawa
Każda komórka mojego ciała jest nastawiona na walkę o przetrwanie.
Po przebudzeniu pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było sprawdzenie czy poprawa w prawej nodze się utrzymuje. Próba, której od dawna nie byłem wstanie wykonać. Polega ona na tym, że w leżeniu tyłem dotyka się piętą prawej nogi lewego kolana i przesuwa w dół po goleni do stopy. Wykonuje się to na przemian. Ja dotychczas z trudem wykonywałem to jedynie lewą nogą po prawej natomiast prawej nawet nie byłem w stanie podnieść. Dziś ku mojej wielkiej radości udało się to zrobić, czyli jednak nie wydawało mi się, że jest lepiej.
Dalsza poprawa dotyczy wzroku, do wczoraj miałem nieostre widzenie, pogodziłem się z tym stanem już dawno, a tu dziś po wyjściu na dwór wszystko nabrało ostrości.
Muszę znaleźć kogoś kto brał ten lek i zapytać czy też jego organizm tak zareagował.
Dzień trzeci – A Słowo ciałem się stało
Pierwszy raz od niepamiętanym kiedy tak dobrze spałem.
Rano o stałej porze przyjąłem trzecia kapsułkę leku, jak sobie pomyślę,ze połykam kwotę niewiele mniejsza od mojej renty to tak mnie coś zatyka. Co godzinę mierzę ciśnienie, jest w granicach mojej normy. Organizm ludzki ma niesamowite zdolności przystosowawcze.
Wracając do motta na dziś to: większość nieprzyjemnych skutków ubocznych ustąpiła. Najważniejsze, jest jednak to, że w prawej nodze od kolana w dół ustąpiła spastyczność. Być może tak bardzo chce żeby lek zadziałał, ale jeżeli przez najbliższe dni ten stan się utrzyma to będzie znaczyło, Słowo ciałem się stało – lek mnie nie zabił to teraz mnie wzmacnia!