DZIEŃ 1881-1882 – Wielkie Powitanie…
Rio pożegnało nas ulewnym deszczem, wręcz oberwaniem chmury.
Z Brazylii wylecieliśmy o godzinie 19.30 dnia 20 września,
by po niemal 12 godzinach wylądować w Amsterdamie.
Kolejny etap podróży zajął nam kolejne kilka godzin, w Warszawie byliśmy o 16.25 dnia 21 września.
Tu powitano naszą grupę kwiatami i podziękowaniami od Polskiego Komitetu Paraolimpijskiego.
Moja droga do domu trwała kolejne godziny, umordowany wielogodzinną podróżą
wylądowałem we Wrocławiu o godzinie 20.40.
Kiedy dowieziono mnie do punktu odbioru bagaży usłyszałem skandowanie JACEK,JACEK,JACEK…
Nie byłem pewien czy to do mnie czy kogoś innego,
Dopiero kiedy drzwi się otworzyły, zobaczyłem tłum radosnych ludzi z balonami, banerami, trąbkami
śpiewających dla mnie sto lat i dziękujących za godne reprezentowanie.
Moi współpsażerowie lotu pożegnali mnie oklaskami, a przyjaciele powitali rzęsistymi brawami i okrzykami.
Rozpłakałem się jak dziecko, nigdy bym się nie spodziewał, że przyjdzie mnie powitać niemal setka osób.
A jak było zobaczcie sami, ja natomiast, bardzo bardzo dziękuję wszystkim tym,
którzy byli i sprawili mi niesamowitą niespodziankę i radość do łez szczęścia 🙂
źródło: www.sportgame.com.pl
Dzień 1875-1880- Rio indywidualnie i drużynowo…
14 września walczyłem w turnieju indywidualnym, w grupach wygrałem wszystkie walki.
Pokonując ścisła światową czołówkę, w tym mistrza paraolimpijskiego z Londynu 2012.
Jako jedyny z wszystkich uczestników turnieju miałem wszystkie walki wygrane,
co dało mi rozstawienie nr 1.
Do ćwierćfinału musieliśmy czekać niemal trzy godziny i wtedy dopadło mnie zmęczenie,
a w zasadzie efekt nieprzespanych dwóch nocy,
ze względu na nie działającą klimatyzację przy temperaturze powietrza ponad 30 stopni.
Niestety mój organizm nie dał rady i walkę o wejście do strefy medalowej przegrałem.
W sporcie nie ma pewniaków, wygrywa ten, co w danym dniu, a wręcz chwili jest lepszy.
Zająłem piąte miejsce, ale za 4 lata w Tokio…
16 września walczyliśmy w turnieju drużynowym, na szczęście ochłodziło się i mogliśmy się wyspać.
W fazie grupowej stoczyliśmy ciężkie walki, ale ostatecznie pokonaliśmy Hong Kong i Włochy.
W półfinale trafiliśmy na drużynę z Francji, aktualnych mistrzów świata,
którą po zaciętej walce również pokonaliśmy.
W meczu o złoto olimpijskie zmierzyliśmy się z drużyną z Chin, która była dla nas w tym dniu za mocna.
Zdobyliśmy srebrny medal XV Igrzysk Paraolimpijskich w Rio de Janeiro 2016.
Radość jest wielka, a za 4 lata w Tokio…
Obiecałem co prawda złoty medal, ale na niego musicie poczekać do kolejnych Igrzysk, o ile dożyję…
Na dziś srebro jest naszym wspólnym sukcesem, bo bez Was nigdy nie miałbym szans na jego zdobycie 🙂
WIELKIE DZIĘKUJĘ 🙂
Dzień 1865-1874 – wieści z Rio…
Ceremonia otwarcia Igrzysk Paraolimpijskich na Maracanie robiła niesamowite wrażenie,
w międzyczasie dopadła mnie infekcja i kilka dni zajęło mojemu organizmowi dojście do siebie,
na szczęście do startu jest trochę czasu i choroba za bardzo nie zaburzyła cyklu przygotowawczego,
Ogłoszono już grupy eliminacyjne do turnieju floretowego w Rio.
W środę 14.09. o godz.9.00(14.00 czasu polskiego) rozpocznie się mój start w turnieju indywidualnym,
a następnie 16.09.(piątek) godz.8.30 (14.30 czasu polskiego) rozpoczniemy zmagania w turnieju drużynowym -)—–
Proszę o trzymanie kciuków, pozytywną energię i wszystko co da mi siłę i szczęście -)—–
A ja obiecuję, że dam z siebie 110% i więcej 🙂
Bądźcie ze mną…
Dzień 1855-1856 – badania, konsultacje…
Wczorajszy dzień był maratonem diagnostyczno-konsultacyjnym
pod kątem prawej strony, rtg, usg, itp. – dłoni, łokcia, barku.
Dłoń – nie mam pękniętej kości, po prostu jest to mega krwiak,
który trzeba potraktować wyciągiem z kasztanowca.
Łokieć – to samo, poobijany, w związku z czym opuchlizna i krwiaki.
Bark – po igrzyskach trzeba przygotować się na grubszą robotę…
Na szczęście jest Jacek „TURBO”, mój wieloletni rehabilitant, dla którego nie ma, że się nie da 🙂
Poskładał mnie i posklejał, czasu jest akurat tyle bym wydobrzał do startu -)—-