Dzień 335 – upały nie dla mnie…
Zdecydowanie źle znoszę upały, zanim zachorowałem na SM nie miałem takich problemów.
Jak byłem zdrowy to uwielbiałem spędzać czas nad wodą, zażywać kąpieli słonecznych i wodnych. Niestety SM nawet tak drobną przyjemność mi odebrało. Wolę kiedy jest rześko, wtedy czuję, że żyję. Wysoka temperatura mnie osłabia, pozbawia sił, czuje się źle. A to dopiero maj, co będzie w lecie nawet nie chcę myśleć.
Muszę znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie bo nasze malutkie mieszkanko nagrzewa się jak terrarium.
Dzień 334 – obłęd…
Jestem jak w matrix-ie, to nie może być prawdą, po roku jestem w tym samym miejscu tyle, że z drugą chorobą.
Kolejna noc nie przespana, tylko jedna myśl skąd wezmę tak duże pieniądze na leczenie nowotworu. Przecież muszę kontynuować leczenie i rehabilitację SM, a to ogromny koszt. Tu sama wola walki nie pomoże, ale to jedyne co mam. Na domiar złego akurat teraz wypadł długi weekend i większość instytucji świętuje.
A z drugiej strony mamy czas na przemyślenie co robić. To jakiś obłęd, chciałbym móc zatrzymać czas, niech zostanie jak jest.
Dzień 333 – i znów brak pieniędzy na przeszkodzie…
Odpowiedzieli z kliniki, dobra nowina – podejmą się leczenia mnie, zła – koszt jednego cyklu 17.500 euro 🙁
Cykli ze względu na mnogość i wielkość nowotworów wstępnie ma być dwa. Konkretnie będą wiedzieli dopiero po przeprowadzeniu u siebie szczegółowej diagnostyki.
I znów moje życie ma konkretną cenę.
Dzień 332 – en garde…
dwóch na jednego to banda łysego, mimo nierównych szans staję do walki -)——–
Mam dwóch śmiertelnych przeciwników, ale bez walki się nie poddam!
Nie biorę pod uwagę przegranej, chodzę na treningi, które pozwalają zapomnieć.
Po raz kolejny szermierka jest moim najlepszym rehabilitantem.
Dzień 331 – Żyję nadzieją…
Dostałem pocztówkę dźwiękową z bezwzględnym zaleceniem zastosowania 🙂