Dzień 493 – i po niedzieli….
Pogoda dość kapryśna, ale mimo to większość dnia spędziłem na świeżym powietrzu.
Prognozy na najbliższe dni zapowiadają deszcz, czyli będę ćwiczył tylko w domu i klubie.
Wchodzimy w fazę oby do wiosny 😉
Dzień 491 – jesteśmy pacjentami drugiej kategorii….
Chorzy na stwardnienie rozsiane czują się pacjentami drugiej kategorii. Podczas konferencji w Urzędzie Marszałkowskim w Toruniu skarżyli sie m.in. na ograniczoną dostępność do nowoczesnego leczenia. Na rozpoczęcie terapii trzeba czekać miesiącami. W całej Polsce na stwardnienie rozsiane cierpi około 50 tys. osób.
Podobna sytuacja jest w innych ośrodkach na Kujawach i Pomorzu, gdzie każdego roku na rozpoczęcie walki z chorobą może liczyć zaledwie 200 osób, a tylko w samym Poznaniu dwa razy więcej. Jak przekonują pacjenci, na wszystko trzeba czekać, a czas w ich przypadku jest bezcenny. – Zasada skutecznego leczenia polega na tym, żeby leczyć jak najwcześniej, od samego początku choroby, gdyż wtedy mamy szansę rzeczywiście spowolnić jej przebieg i chory jest dłuższy czas sprawniejszy – tłumaczy prof. dr hab. n. med. Zdzisław Maciejek z 10. Wojskowego Szpitala Klinicznego w Bydgoszczy.
Do tego potrzebne są jednak jeszcze odpowiednie leki. Z tym też jest problem. – Nie ma dostępu do tzw. leków drugiego rzutu, czyli leków, które stosuje się w całej Europie, w sytuacji kiedy te leki podstawowe nie są skuteczne – mówi Magdalena Fac z Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego.
NFZ tłumaczy, że na drogie leczenie po prostu brakuje pieniędzy, ale przekonuje, że ma być lepiej. – Jest to bardzo kosztowne terapeutycznie schorzenie. Krótko mówiąc lekarstwa kosztują bardzo drogo. My co roku przeznaczamy na SM coraz więcej pieniędzy. W tym roku było 8 mln, w przyszłym będzie więcej – zapewnia Jan Raszeja, rzecznik prasowy NFZ w Bydgoszczy. Każdego roku w Polsce na SM zachorowuje od 2 do 3 tysięcy osób.
Łukasz Goniak, Magdalena Niewęgłowska
Dzień 490 -„New England Journal of Medicine”
Nowa metoda leczenia raka lekami „na miarę”
Twórca nowej metody dr Richard Schlegel z Georgetown Lombardi Comprehensive Cancer Center w Washington, twierdzi, że przypomina ona dobieranie antybiotyku do szczepu bakterii, które zaatakowały chorego. W tym celu pobierany jest wymaz pozwalający określić, na które leki są one wrażliwe. Wtedy kuracja jest bardziej skuteczna i zmniejsza ryzyko powstania oporności drobnoustrojów na antybiotyki.
Podobną technikę onkolodzy chcą wykorzystać do leczenia nowotworów. Dr George Q. Daley z Children’s Hospital Boston i Harvard Stem Cell Institute twierdzi, że dzięki niej szybciej będzie można zahamować rozwój nowotworu, gdyż każda zwłoka ma ogromne znaczenie dla powodzenia leczenia. U niektórych chorych trzeba zmieniać leki gdy okaże się, że są nieskuteczne, a trwa to zwykle wiele miesięcy. Na razie wiadomo, że nową metodę będzie można zastosować w leczeniu nowotworów krwi oraz niektórych guzów litych.
Jednym z pierwszych pacjentów, u którego ją wypróbowano, jest 24-letni mężczyzna z Waszyngtonu od dzieciństwa cierpiący na nawracającą papillomatozę (brodawczycę) dróg oddechowych. Powodowała ona powstawanie wokół krtani brodawek, które ciągle trzeba było na nowo usuwać. Od wczesnego dzieciństwa musiał przejść aż 350 takich zabiegów wykonywanych nawet co kilka dni.
Chorobę wywołują wirusy HPV (brodawczaka ludzkiego). Zwykle pojawia się ona tuż po urodzeniu i na ogół ma łagodny przebieg, z czasem jednak może się uzłośliwić. U mężczyzny doszło już do przerzutów do płuc, co zagrażało jego życiu. Miał spłycony oddech i tracił głos. Jedynym skutecznym sposobem leczenia jest wtedy operacyjne usunięcie zmian, wypalanych najczęściej przy pomocy lasera.
Podczas operacji przed wypaleniem guzków pobrano z jego płuc próbkę tkanek nowotworowych, które rozmnożono w laboratorium, by przetestować na nich chemioterapeutyki. Jeden z nich okazał się całkowicie nieskuteczny. Drugi niszczył komórki rakowe jedynie w dużych dawkach, zbyt niebezpiecznych dla chorego. Dopiero trzeci farmaceutyk okazał się przydatny.
Specjaliści chcą teraz sprawdzić w jakich chorobach nowotworowych ta metoda może być skuteczne. Trzeba będzie też przeprowadzić długotrwałe obserwacje czy poprawia jakość życia chorych i faktycznie zwiększa szanse ich przeżycia. (PAP)