Dzień 505 – Szermierz wszech czasów….

paź 19, 2012   //   przez Jacek   //   BLOG, Ogólne, Sport  //  Możliwość komentowania Dzień 505 – Szermierz wszech czasów…. została wyłączona

Źródło: Onet

Jerzy Pawłowski

fot. Mieczysław Świderski/Newspix

Szermierz wszech czasów. Zdrajca. Patriota. Szpieg CIA. Agent bezpieki. Kombinator. Bohater. Gdzie leży prawda? Kim tak naprawdę był Jerzy Pawłowski? Z pewnością jedną z najciekawszych postaci PRL.

Jerzego Pawłowskiego nie da się jednoznacznie sklasyfikować. Łatwo jest być bohaterem w dobrych czasach, ale nie zawsze życie dyktuje nam tylko dobre wybory. Był patriotą walczącym z okupantem, czy zdrajcą pracującym dla obcego wywiadu? Wielu z Was odpowiedź na to pytanie znajdzie niemal automatycznie. Inni w głowić się będą, analizować, nie czując się na siłach ostatecznie zakwalifikować Pawłowskiego. Ani wśród „złych” ani wśród „dobrych”.

Wychowany został w duchu patriotycznym. Jego dziadek służył w Legionach Piłsudskiego, ojciec był członkiem batalionu „Zośka” Armii Krajowej. Nic dziwnego, że i on uważał siebie za patriotę.

Kim był? Przede wszystkim wspaniałym szermierzem. W 1956 został srebrnym medalistą igrzysk olimpijskich, rok później, podczas mistrzostw świata w Paryżu, przełamał ponad 30-letnią dominację Węgrów. W finale pokonał słynnego Rudolfa Karpatiego. Na największy sukces czekał do 1968 roku, gdy w wieku 36 lat został mistrzem olimpijskim.

Sportowy celebryta

W Meksyku w walce finałowej pokonał Rosjanina Marka Rakitę. Przegrywał już 3:4, jednak dzięki świetnemu finiszowi, wygrał 5:4. Pokonywanie przedstawicieli Związku Radzieckiego zawsze dawało mu najwięcej radości. „Najlepiej walczy mi się z Ruskimi, bo historycznie my, Polacy, zawsze ich lejemy” – powiedział kiedyś w wywiadzie udzielonym Jerzemu Rybińskiemu. Odważny cytat, zamiast do prasy, trafił do akt KC PZPR, cenzura nie mogła pozwolić sobie na opublikowanie takiej wypowiedzi.

Kibice nie poznali tych słów, ale i tak Pawłowski był na ustach wszystkich. W 1957 i 1968 roku wygrywał plebiscyt „Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca roku w Polsce. Był celebrytą, szeptano o luksusach, o fortunach przegranych w pokera.

W 1967 roku Międzynarodowa Federacja Szermiercza uznała go za szablistę wszech czasów. Uczestniczył w pięciu igrzyskach olimpijskich i tylko raz (w 1972, gdy odpadł w półfinale) wrócił do kraju bez medalu. Zdobył 19 medali mistrzostw świata, 14 razy był mistrzem Polski w szabli i florecie. Na sportowym szczycie utrzymywał się przez kilkanaście lat. Ba! W wieku 57 lat pojawił się na turnieju w Łodzi. W wielkim stylu, wygrywając kolejne pojedynki, dotarł aż do finału. Dopiero tam przegrał z młodszym o ponad 30 lat Januszem Olechem. Zaraz po tym turnieju otrzymał zakaz startów w jakichkolwiek zawodach. Był przecież „zdrajcą ojczyzny”.

Pierwsze kroki w ciemności zawsze są najtrudniejsze. Potem wzrok się przyzwyczaja, mrok rozprasza, udaje się brnąć coraz głębiej…

W 1950 roku 18-letni szermierz trafił na celownik Urzędu Bezpieczeństwa. Do końca życia zaprzeczał tym informacjom, ale w aktach bezpieki są wyraźne ślady jego współpracy. Pod pseudonimem „Papuga” miał donosić na kolegów. Według istniejącej dokumentacji, informował o tym, że podczas igrzysk w Meksyku Irena Szewińska i Władysław Komar czy komentator Jan Ciszewski zajmowali się nie tylko treningami, ale też handlem (sam też handlował, zresztą handlowali pewnie niemal wszyscy, dzięki czemu można było połączyć koniec z końcem).

Dziewczyny i sukcesy

W wieku 23 lat postawił kolejny krok w mroku. W sierpniu 1955 roku podpisał zobowiązanie do współpracy z wywiadem wojskowym i został szpiegiem, z „Papugi” zamienił się w „Szczerego”. „Kontrwywiad w wojsku, to jakby lepiej brzmi. Zwłaszcza jeśli się za bardzo nie zastanawiać, czyje to wojsko i komu tak realnie służy” – napisał w książce „Najdłuższy pojedynek” wydanej w 1994 roku. Przyznając do porzucenia ideałów, przymknięcia oka na drugie dno.

„Zacząłem się oglądać za dziewczynami, zacząłem też mieć pierwsze sukcesy sportowe. Jedno i drugie stawało się dla mnie ważne, tak ważne, że myślenie o Polsce i jej wrogach takich czy innych nieuchronnie schodziło na dalszy plan” – napisał. I tak też jego życie się toczyło. Czasem z prądem, czasem pod prąd. Raz z pomyślunkiem o ojczyźnie, innym razem dając ponieść się młodzieńczej fantazji.

Podpisując zobowiązanie do pracy w wywiadzie wojskowym PRL rozpoczął przecież de facto pracę na usługach Rosjan. I nagle zapomniał o ubekach pytających o jego ojca. O wujku ukrywającym się przed NKWD. „Nie najlepiej to pewnie o mnie świadczy, ale naprawdę tak jakoś znikło mi to wówczas z oczu” – wspominał. Gdzieś indziej tłumaczy tę decyzję troską o ojca, bowiem podpisanie zobowiązania miało pozbawić go nękania ze strony UB. A może chodziło tylko o romantyczną przygodę szpiega, pełną wyzwań i niebezpieczeństw?

Skok na drugą stronę barykady

Teorię tę potwierdziałoby pewne rozczarowanie pierwszymi przydzielonymi akcjami. Tłuczenie się niemieckimi autostradami trabantem p-70 niewiele miało wspólnego ze szpiegostwem, o jakim marzą mali chłopcy. Szermierz odwiedza kilku agentów, przekazuje im zadania do wykonania. Niewiele więcej. W książce „Najdłuższy pojedynek” wielokrotnie tłumaczy się z tej działalności, jakby wewnętrznie czując, że nie postępuje właściwie. Odnajduje wytłumaczenie – nie pracuje dla Rosjan, ale przeciwko Niemcom, a to przecież nasi wrogowie z czasu II wojny światowej.

Niedługo sam ukręca łeb takiej interpretacji, swymi kolejnymi krokami obdziera swoje wcześniejsze tłumaczenie z wszelkiej logiki. W 1964 zostaje agentem CIA, bo „Polska powinna należeć do zachodu”. Sam ze sobą dogaduje się bardzo dobrze. „Kiedyś trzeba było się zdecydować. Opowiedzieć się po jednej stronie. I tylko po tej” – argumentuje. Współpracę z Amerykanami rozpoczyna po to, by demontować radziecki system, nie odbiera tego jako działalności antypolskiej. Przejście na drugą stronę zimnowojennej barykady nie robi na nim wrażenia.

Gdy został agentem CIA, nie pracował już dla polskiego wywiadu. Co robił dla Amerykanów? Jako sportowiec nie miał dostępu do tajnych informacji Układu Warszawskiego. Przekazywał za to plotki, informacje z salonów, kto z kim, dlaczego i za ile? Jak zapewnia syn szermierza, Michał Pawłowski, który za cel obrał sobie całkowite wybielenie wizerunku ojca, podczas pracy dla CIA rozpracował kilku sowieckich agentów znajdujących się w strukturach NATO. I nie brał za to żadnych pieniędzy, niełatwo było namówić go nawet na zwrot kosztów. Wiele lat później na światło dzienne wyszła informacja, że przez kilka lat pracy dla Amerykanów, zainkasował łącznie… 1850 dolarów. Wieść ta mocno zdziwiła tych, którzy zapewniali, że Jankesom sprzedał się tylko po to, by zarobić trochę „judaszowskich srebrników”.

Uniknął tragicznego lotu

Równolegle kontynuował oczywiście sportową karierę. W 1958 w Filadelfii sięga po kolejny medal mistrzostw świata, jednak gdyby historia potoczyła się nieco inaczej, do Stanów mógłby nie dotrzeć. W obawie przed atakiem choroby morskiej, chciał udać się do Ameryki drogą powietrzną. W końcu zmienia zdanie i wsiada na pokład transatlantyk „Batory”. Samolot linii lotniczych KLM do Stanów nigdy nie doleciał. 180 km od miejscowości Shannon w Irlandii uderzył o ziemię. W wypadku zginęli wszyscy. 99 pasażerów, w tym egipscy szermierze lecący na mistrzostwa.

Jako agent CIA, w 1966 roku zdobył ostatni tytuł mistrza świata, dwa lata później sięgnął po olimpijskie „złoto”. Nic dziwnego, że gdy do KGB dotarła informacja o polskim szermierzu pracującym dla amerykańskiego wywiadu, szok był ogromny. Polski wywiad rozpoczyna akcję o kryptonimie „Gracz”, pętla się zacieśnia, zaczynają się pierwsze szykany. Pawłowski wspomina, że podczas igrzysk w Monachium czuje się wręcz osaczony przez agentów – ludzi przysłanych z Polski, przedstawicieli KGB i Stasi. Amerykanie, widząc co się dzieje, nawet nie podejmują próby kontaktu.

Wreszcie w 1975 zniknął, cenzura zakazała pisania o nim nawet w kontekście minionych sukcesów. Był Pawłowski – nie ma Pawłowskiego. A mowa była przecież o człowieku, który niespełna dwa lata wcześniej został wybrany sportowcem 30-lecia PRL. Nic dziwnego, że Polska huczała od plotek, mówiono, że został zastrzelony na Okęciu podczas próby ucieczki.

„Zostaję w Polsce”

Śledczym kontrwywiadu wystarczyły trzy przesłuchania, by Pawłowski przyznał się do współpracy z wrogim wywiadem. Mówił chętnie, mówił dużo, nie szczędził ponoć szczegółów. Rok później, w kwietniu 1976 roku został skazany na 25 lat więzienia, pozbawiony praw publicznych na 10 lat i zdegradowany do stopnia szeregowego. Gdy siedzi w więzieniu, trudne chwile przeżywają jego najbliżsi, małżonka dostaje do wyboru rozwód lub utratę pracy. Niemiecki szermierz Walter Koestner (na igrzyskach w 1964 pokonał Pawłowskiego w półfinale) zbiera fundusze na wykupienie byłego rywala. Podobno oferuje 4 miliony dolarów, ale spotyka się z odmową władz PRL.

Pawłowski zostaje ułaskawiony dopiero w 1984 roku, o czym dowiaduje się dopiero rok później, gdy zostaje zapakowany do samolotu lecącego do Berlina. Wraz z czterema innymi szpiegami CIA miał tam zostać wymieniony na skazanego w USA polskiego szpiega, Mariana Zacharskiego.

12 czerwca 1985 roku znalazł się na moście łączącym dwa światy. Wystarczyło postawić kilkaset kroków, uścisnąć dłoń przedstawicielowi Amerykanów, przekroczyć rzekę Haweli, znaleźć się w Berlinie Zachodnim, a niedługo potem zostać obywatelem USA.  A jednak Pawłowski odmówił. „Polska to mój kraj, dlatego zostaję. To komuniści powinni wyjechać do Rosji, jeśli pobyt w Polsce im nie odpowiada” – tłumaczył zdziwionym Amerykanom. Mogli się spodziewać takiej decyzji. Wcześniej kilkakrotnie proponowali Pawłowskiemu azyl w USA, za każdym razem spotykali się z odmową.

Do końca życia mieszkał w Polsce. Nieco rozżalony brakiem zainteresowania, sam uważał się za bohatera, choć w jego życiorysie nie brak zakrętów i kontrowersyjnych decyzji. Zajął się malarstwem i bioenergioterapią. W 2005 zmarł. Choć odszedł jeden z najwybitniejszych polskich sportowców, jego śmierć przeszła bez większego echa.

Matthew Flash

Archiwum