Dzień 59 – higiena psychiczna ;-)
Żebym przestał rozmyślać co będzie i jak będzie, Ela zabrała mnie na wieś. To jest jedyne sprawdzone miejsce gdzie mój umysł i ciało odpoczywa. W mieście w taką pogodę życie zamiera, na wsi tętni bez względu na aurę. Większość dnia spędziłem na świeżym powietrzu, spacerowałem, obserwowałem przyrodę. Pszczoły zbierały pyłek kwiatowy, a jaskółki uwijały się jak w ukropie żeby nakarmić swoje wciąż głodne pisklęta. Wróciłem zmęczony, ale z „naładowanymi akumulatorami”. Co ma być to będzie 🙂
Znajda o imieniu Roman, na spacerze w ogródku
pszczoła, zbiera resztki pyłku.
Wiecznie głodne pisklęta, ze śmiesznymi czuprynkami na łebkach.
Dzień szósty – samowolka
Dziś uznałem, że skoro czuję się tak samo jak wczoraj to bez konsultacji z prowadzącym zdecydowałem – jadę na wieś! W mieście jest już nie do wytrzymania.
Mój stan jest stabilny, skutki uboczne w niewielkim stopniu odczuwalne. Ciśnienie lekko podwyższone co jest kolejną fazą działania leku.
Zanosiło się na burzę, nawet drób zrobił się nerwowy.
Ta samowolka była mi potrzebna.