Dzień 363 – znów odmowa….
Byłem na konsultacji w Centrum Onkologii w Gliwicach, niestety i tam też nie podejmą się leczenia mnie 🙁
Jechałem na wizytę z nadzieją, że mając tak duże doświadczenie i najnowocześniejszy sprzęt w tym CyberKnife podejmą się leczenia. Odmowę uzasadniono: nowotwór mnogi, rozsiany na obszar piersiowy i lędźwiowy rdzenia, do tego jestem obciążony stwardnieniem rozsianym, to wszystko powoduje, że jest zbyt wysokie ryzyko niepowodzenia.
To raczej było ostatnie miejsce gdzie pojechałem, gdziekolwiek byliśmy każda konsultacja, każda wizyta kończy się odmową, nie stać nas na wyjazdy i ponoszenie z tym związanych kosztów. Bezradność i bezsilność zaczyna ogarniać mnie coraz bardziej.
Tym bardziej mając świadomość, że jest dla mnie ratunek w klinice w Berlinie, ale skąd wziąć 80.000zł?!
Dzień 356 – jak?!
Z każdym dniem gaśnie we mnie nadzieja na leczenie raka, na dzień dzisiejszy zebrałem 5% z całej kwoty potrzebnej na leczenie w Berlinie.
To stanowczo za mało by chcieli ze mną rozmawiać. Ciągle szukamy ratunku w Polsce, ale wszyscy odprawiają mnie z kwitkiem. Niektórzy nawet kwitka nie chcą dać. Trzeba mieć wyjątkowego pecha, żeby znaleźć się w takiej sytuacji jak ja. Z rakiem jest dosłownie jak z SM, owszem jest ratunek, ale jak zapłacisz.
A skąd ja mam na to wszystko mieć?! Z tej głodowej renty?! Po co płaciłem wszystkie składki, żeby teraz wszystkie instytucje odmawiały mi ratunku?!
Jak tu zachować pozytywne myślenie i wolę walki.
Dzień 350 – nie wiem…
No cóż, dziś uświadomiono mnie, że nowotwory rozsiane rdzenia mogą w każdej chwili wyłączyć mnie od odcinka piersiowego w dół 🙁 A to dlatego, że mają rozmiar równy rozmiarowi rdzenia i rosną.
Sprawdziłem w Wikipedii : rdzeń kręgowy (łac. medulla spinalis) – część ośrodkowego układu nerwowego, przewodząca bodźce pomiędzy mózgowiem a układem obwodowym. U człowieka ma kształt grubego sznura, nieco spłaszczonego w kierunku strzałkowym, o przeciętnej średnicy 1 cm, barwy białej, o masie ok. 30 g.
Lekarze traktują mnie jak kukułcze jajo i bezradnie rozkładają ręce. Każdy kolejny mówi, że tu trzeba fachury, bo jeden fałszywy ruch może mnie zabić. Nie wiem czy chcę wiedzieć to wszystko co mi mówią….
Dzień 342 – chęci były…
W poszukiwaniu alternatywy dla Berlina odbyłem kolejną konsultację u specjalisty i usłyszałem, że gdybym miał 1 guz nowotworowy i najlepiej w głowie to byłaby szansa na leczenie.
Tak tak kochani, w mózgu lepiej, bo mózg się regeneruje, a rdzeń nie. Operować nie można, bo mnogi. Naświetlać nie można bo uszkodzenie rdzenia 100%. Szkoda, że nie mogłem sobie wybrać lokalizacji nowotworów, bo wtedy miałbym jakąś szansę. No cóż przynajmniej są szczerzy i nie zwodzą mnie.
Mimo wszystko będziemy nadal szukać.
Owszem Berlin jest pewny, ale zebranie tak dużej kwoty raczej nie realne, mimo to próbujemy. Ela nie zazna spokoju jak nie zrobi wszystkiego co się da i za tą determinację kocham ją najbardziej!
Dzień 340 – a co ja mogę…
Jeżeli szybko nie rozpocznę leczenia raka – będę musiał wiedzieć kiedy przestać walczyć, cieszyć się pozostałym czasem z rodziną.
Kolejny lekarz rozkładając bezradnie ręce powiedział j.w. Prawda jest brutalna, a ja mam świadomość nieuchronności. Klinika w Berlinie jest moją jedyną nadzieją, gdyby nie kwota 17.500 euro.
Nie mam pieniędzy na życie, na podstawowe opłaty, długi gonią długi.
Myślę, że mój limit cudów wyczerpał się do leczenia SM, na raka już nie wystarczy 🙁