Dzień 1391-1394 – wróciłem…
Wróciłem o 2 nad ranem, jestem padnięty, muszę chwilę odpocząć…
Był to turniej niepunktowany do igrzysk, integracyjny,
tzn. walczyli zawodnicy zdrowi oraz niepełnosprawni w kat. A i kat. B.
Jednym słowem tygiel szermierczy, umożliwiający powalczenie z przeciwnikami dającymi różne warunki.
Dla mnie był okazją do sprawdzenia w jakiej jestem formie,
bo już niebawem turniej z cyklu kwalifikacyjnych do Paraolimpiady.
W turnieju głównym zająłem 8 miejsce, a w swojej kategorii B byłem 2.
Dzień 1390 – w drodze do Villemoble…
Wyjeżdżam na turniej integracyjny do Villemoble.
Zmierzą się tam zdrowi szermierze z niepełnosprawnymi.
Dzień 1382-1389 – są wyniki…
Już wiemy, remisja częściowa…
Znów radość miesza się ze strachem…
Mam świadomość, że w tak zaawansowanej chorobie uzyskanie częściowej remisji to wielki sukces.
Żyję, jestem, walczę, cieszę się z tego co jest, biorę to w ciemno, ale też wiem co przede mną i to budzi lęk.
Czeka mnie terapia podtrzymująca, która pozwoli mi żyć, jak długo trudno powiedzieć…
Plan lekarzy jest taki, wizyty w klinice co kilka tygodni na podanie leków, niestety płatne.
Na pocieszenie powiedzieli, że będą to stanowczo mniejsze kwoty niż dotychczas, ale w sytuacji w jakiej jestem marna to pociecha.
Nie dość, że nie jest mi dane żyć spokojnie, to boleśnie odczuwam jaka jest cena życia.
Po powrocie z Paryża mam się skontaktować, wówczas dowiem się konkretów.
W zasadzie to dobrze, że jutro jadę na zawody, nie będę miał czasu na analizę.
Muszę to przetrawić, potrzebuję sportowej adrenaliny by odpędzić „złe demony”.
muszę to moje życie rozsupłać…
Dzień 1381 – przymusowa przerwa…
Przez najbliższe dni przerwa w walkach, ręka musi się zregenerować 🙂
Dzień 1380 – tam wióry lecą…
Intensywny trening, zażarte walki i mam krwiaka. No cóż, gdzie drwa rąbią…