Dzień 340 – a co ja mogę…
Jeżeli szybko nie rozpocznę leczenia raka – będę musiał wiedzieć kiedy przestać walczyć, cieszyć się pozostałym czasem z rodziną.
Kolejny lekarz rozkładając bezradnie ręce powiedział j.w. Prawda jest brutalna, a ja mam świadomość nieuchronności. Klinika w Berlinie jest moją jedyną nadzieją, gdyby nie kwota 17.500 euro.
Nie mam pieniędzy na życie, na podstawowe opłaty, długi gonią długi.
Myślę, że mój limit cudów wyczerpał się do leczenia SM, na raka już nie wystarczy 🙁
Dzień 339 – w sam raz…
Zimno, jakie zimno temperatura w sam raz dla mnie 🙂
Pozdrawiam z Parku Szczytnickiego!
Dzień 338 – umiarkowanie…
Wszystko z umiarem i o połowę mniej niż dotychczas, rano poćwiczyłem z piłką, po południu spacerowałem, wieczorem popływałem na basenie 🙂
Zauważyłem, że szybciej się meczę zapewne to efekt cieplarnianego osłabienia. Dlatego postawiłem na jakość i różnorodność ćwiczeń. Chciałbym jak największą partię mięśni utrzymać w aktywności.
Ma być chłodniej to może zdążę się zregenerować 🙂
Dzień 337 – optymalnie…
Dzisiejsza pogoda była dla mnie idealna 🙂
Bez deszczu, chłodno, słoneczko od czasu do czasu wyglądało z za chmur. Dzięki temu mój organizm wraca do funkcjonowania. Nie robiłem nic szczególnego bo po upałach jeszcze nie czuję się na siłach, ale jutro mam nadzieję poćwiczyć.
Nie planuję bo wtedy nic z tego nie wyjdzie 😉
Dzień 336 – przyjemnie…
To był bardzo przyjemny dzień, rodzinne spotkanie i przepyszne dania z grilla.
Żarty, opowiadania, wspomnienia, to to czego było mi potrzeba dla równowagi psychicznej. Całości dopełniły pyszności przyrządzone na grillu. Szkoda, że tak rzadko się mamy okazję do spotkań w tak zacnym gronie 🙂
A na koniec dnia burza bez wiatru, która dała wyczekiwane ochłodzenie i sprawiła, że powietrze stało się rześkie.