Dzień 426 – wracam do ćwiczeń…
Patrycja z Maćkiem zabrali mnie na trasę biegową, którą pokonują kilka razy w tygodniu. Ja z przyczyn oczywistych wybrałem się z kijkami nie na beganie, ale i tak jestem z siebie zadowolony.
Trasa jest naprawdę fajna położona nad Odrą otoczona mnóstwem zieleni. Godna polecenia dla osób lubiących sobie pobiegać dla spacerowiczów i rowerzystów.
Fajnie, że Wrocław ma takie malownicze miejsca, dostępne dla wszystkich, przystosowane do uprawiania sportu, oby było ich coraz więcej:)
Dzień 425 – se.pl
Gdyby pieniądze na leczenie Polaków rosły w tak szybkim tempie, jak fundusze przekazywane na utrzymanie administracji Narodowego Funduszu Zdrowia, to bylibyśmy najzdrowszym państwem świata! Bo w ciągu zaledwie trzech lat pula NFZ na ten cel wzrosła o prawie 106 milionów złotych. A najwięcej pieniędzy z tej kwoty wydawanych jest na wynagrodzenia rzeszy urzędników NFZ!
Dzień 424 – koliberek;)
Miałem okazję sfilmować to niesamowite stworzonko i muszę przyznać, że nabrałem się iż jest to miniaturowy koliberek 😉
Fruczak gołąbek (Macroglossum stellatarum) – motyl z rodziny zawisakowatych (Sphingidae). Ćma ta lata w ciągu dnia. Rozpiętość skrzydeł tego motyla wynosi ok. 5-7 cm. Zachowaniem przypomina kolibra, bo spija nektar z kielicha kwiatów za pomocą ssawki, unosząc się w powietrzu.
Dzień 423 – szczegół ;)
Szyja mnie prawie nie boli, czyli leki działają. Szkoda tylko, że w tym szaleństwie lekarka zapomniała dodać ważnego szczegółu-ile dni mam je przyjmować.
Jest to o tyle ważne, że są to bardzo silne leki, mocno obciążają mój żołądek w połączeniu z garścią branych na SM. Ale nie wrócę by o to zapytać, postanowiłem, że będę brał je przez 7 dni, powinno wystarczyć.
A co, w tym kraju każdy jest po trochę felczerem inaczej by nie przeżył 😉
Dzień 422 – samo życie cz.2…
Jak zwykle neurologia jak cała służba zdrowia rządzi się swoimi prawami, pacjentów mnóstwo, a przyjmować nie ma kto.Po godzinie oczekiwania wzięto ode mnie skierowanie spisano niezbędne dane, czyli najważniejsze czy ubezpieczony, żeby NFZ zapłacił za moją obecność w placówce. Po czym kazano czekać na poczekalni na wezwanie, nastała cisza i bezruch w przyjmowaniu pacjentów na czas nieokreślony.
Zastanawiacie się dlaczego, ha! bo były imieniny i cały personel świńskim truchtem pognał z kwiatkami na poczęstunek 🙂 Spędziliśmy w kolejce kolejne 2 godziny, zadzwoniła Ela, żeby zapytać jak nam idzie i Patrycja zdała jej relację, że personel na imieninach, a chorzy na poczekalni. Moja żona w takich sprawach działa natychmiast, wykonała telefon do dyrektora szpitala z zapytaniem czy wie może kiedy skończą się imieniny, bo chciałaby wiedzieć jak długo będę siedział na izbie przyjęć. Usłyszała odpowiedź, że niestety Pan dyrektor nic nie wie o imprezie, skwitowała to stwierdzeniem, że widocznie nie jest lubiany wśród personelu skoro go nie zaprosili. Ale bardzo by prosiła, żeby chorymi ludźmi mimo wszystko ktoś się zajął, bo ich też na imieniny nikt nie zaprosił, a są głodni bo czekają już bite kilka godzin.
I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zjawiła się Pani doktor i zaczęła przyjmować. Wykonano mi rtg. szyi, badanie krwi i czekałem na wyniki, czekałem, czekałem kolejną godzinę, po czym Patrycja postanowiła dowiedzieć się czy może już są. Pani doktor uprzejmie poinformowała, że owszem są, ale nie ma ich kto przynieść, więc córka skoczyła by przyspieszyć sprawę. Pani doktor obejrzała wyniki postawiła diagnozę i już miała wypisywać leki kiedy okazało się, że recepty zagubiły się. Poszukiwania trwały około 20 minut i szczęśliwie znalazły się.
Dostałem zastrzyki oraz recepty i wymaglowany mogłem oddalić się do domu. Pominę milczeniem fakt, że wszystko to mogła zrobić Pani dr na chirurgii.
I tak oto spędziłem cały dzień w placówkach służby zdrowia, których mottem jest „by pacjent czuł się bezpiecznie”. Trzeba mieć zdrowie żeby chorować – to jest motto tysięcy chorych w tym kraju!!!