Dzień 1448-1500 – siła złego…
To był bardzo dramatyczny czas dla mnie i mojej rodziny.
Nagle zmarła Eli mama…
Nigdy nic nie wypełni bolesnej pustki, która została wyrwana w naszych sercach…
Kolejny cios to informacja o stanie terminalnym mojego ojca…
Mój stan zdrowia radykalnie się pogorszył, lekarze rozważali przerwanie leczenia.
Uznali, że podawanie chemii w tym stanie może być niebezpieczne.
Na szczęście po konsylium podano mi ją i faktycznie było ciężko.
Gdyby tego było mało, zaczyna brakować pieniędzy na leczenie,
to groźba przerwania terapii trzymających mnie przy życiu.
Wszystko to sprawiło, że rozsypałem się na drobne kawałki, jestem tylko człowiekiem…
Nic już nie będzie takie jak było, …żaden dzień się nie powtórzy…
Dzień 1340-1343 – odżywianie…
Jestem pacjentem Poradni Żywienia Klinicznego,
ma to związek z moimi chorobami.
Ludzie tam pracujący mają świetne podejście, nawet ja,
który na widok igły padam jak porażony, dałem radę.
Przebadano i pomierzono mnie kompleksowo,przeanalizowano
czy wprowadzone od niedawna zmiany żywieniowe są właściwe.
Teraz kiedy wiem, że rak nie odpuścił
muszę zrobić wszystko by mieć siłę do dalszej walki.
Prowadzi mnie niesamowita, charyzmatyczna bez reszty oddana swojej pracy Pani doktor Anna Zmarzły 🙂
Dzień 1382-1389 – są wyniki…
Już wiemy, remisja częściowa…
Znów radość miesza się ze strachem…
Mam świadomość, że w tak zaawansowanej chorobie uzyskanie częściowej remisji to wielki sukces.
Żyję, jestem, walczę, cieszę się z tego co jest, biorę to w ciemno, ale też wiem co przede mną i to budzi lęk.
Czeka mnie terapia podtrzymująca, która pozwoli mi żyć, jak długo trudno powiedzieć…
Plan lekarzy jest taki, wizyty w klinice co kilka tygodni na podanie leków, niestety płatne.
Na pocieszenie powiedzieli, że będą to stanowczo mniejsze kwoty niż dotychczas, ale w sytuacji w jakiej jestem marna to pociecha.
Nie dość, że nie jest mi dane żyć spokojnie, to boleśnie odczuwam jaka jest cena życia.
Po powrocie z Paryża mam się skontaktować, wówczas dowiem się konkretów.
W zasadzie to dobrze, że jutro jadę na zawody, nie będę miał czasu na analizę.
Muszę to przetrawić, potrzebuję sportowej adrenaliny by odpędzić „złe demony”.
muszę to moje życie rozsupłać…
Dzień 1377 – przebadany…
Wróciłem, przebadany na wskroś…
Trochę było „bieganiny” między różnymi klinikami, ponieważ badania końcowe były bardzo obszerne.
Najuciążliwsze, wielogodzinne leżenie w rezonansie, ale jak mus to mus.
Na końcu przeprowadzono z nami długą rozmowę, w której brali udział lekarze z Bostonu.
Omówiono cały zastosowany proces leczenia, procedury, które nadal nas obowiązują.
Najważniejsze, przedstawiono trzy możliwe zakończenia mojej terapii i postępowanie w każdym przypadku.
1- najoptymistyczniejsze (kategoria cudu, w moim przypadku) – uda się uzyskać remisję – wówczas badania kontrolne co 6 miesięcy przez 5 lat.
2- umiarkowane – częściowa remisja (byłoby super osiągnięciem przy tak zaawansowanym raku) – konieczna kuracja podtrzymująca.
3- najgorsze -progresja choroby – pomimo zastosowanego leczenia (niepowodzenie w leczeniu)- brak postępowania.
Podkreślili, że bardzo ważne jest moje nastawienie psychiczne to, że mam cel Paraolimpiada w 2016.
Mimo usilnych pytań nie uzyskaliśmy żadnych informacji, która opcja jest najbardziej realna.
Teraz czekamy na wyniki, a potem…
Będzie co ma być 🙂
Dzień 1372-1376 – badania końcowe
Dostałem długo wyczekiwany telefon…
Panie Gaworski proszę o stawienie się w klinice 6 marca na badania końcowe.
Tak długo czekałem na ten dzień, a kiedy nastąpił, żołądek mi się skurczył z nerwów .
Tyle pytań mam w głowie, czy się udało, czy…
Jutro badania, a za kilka dni wszystko będzie wiadomo.
Jestem dobrej myśli, ale lata chorowania nauczyły mnie pokory…