Dzień 810 – i tym razem lipa :(
Osoby niepełnosprawne od wielu lat czekają na zmianę przepisów dotyczących refundowania przedmiotów ortopedycznych. Chodzi nie tylko o wysokość dofinansowania, ale także sprawiedliwe, uwzględniające zróżnicowane potrzeby pacjentów, kryteria przyznawania publicznych pieniędzy.
Projekt rozporządzenia dotyczący wykazu refundowanych wyrobów medycznych jest już po uzgodnieniach wewnętrznych – dowiedzieliśmy się w Ministerstwie Zdrowa. – Kolejnym etapem będzie skierowanie projektu do konsultacji społecznych, co nastąpi niezwłocznie po uzyskaniu akceptacji Kolegium Ministra Zdrowia – mówi nam Krzysztof Bąk, rzecznik resortu.
Opublikowania projektu na stronie internetowej Ministerstwa Zdrowia można się spodziewać lada dzień. Z pewnością wzbudzi wiele kontrowersji. Rzecznik ministerstwa już dzisiaj zapowiada, że ze względu na złożoność problematyki zawartej w projekcie, planowany jest 30-dniowy termin zgłaszania uwag.
Problem pięciu milionów osób
Jak przekonuje Jolanta Czernicka-Siwecka, prezes Fundacji Iskierka (wspierającej m.in. osoby niepełnosprawne) w Polsce problem dostępności do różnego rodzaju zaopatrzenia medycznego dotyczy blisko pięciu milionów osób. Mimo ogromnej skali problemu w systemie finansowania od lat nic się nie zmienia.
Obowiązujące obecnie rozporządzenie określa m.in.: zakres świadczeń gwarantowanych, wysokość udziału pacjenta w limicie ceny, okres użytkowania przedmiotu ortopedycznego oraz limit ceny, jak również wskazania medyczne do wystawienia zlecenia przez lekarza. Bez względu na rodzaj protezy, limit refundacji NFZ jest taki sam – to kwota 2800 zł (w przypadku amputacji uda). Osoba niepełnosprawna może też liczyć na dofinansowanie z PCPR czy MOPS – to maksymalnie 150% kwoty przyznanej przez NFZ, czyli w tym wypadku – 4200 zł.
Aby jednak otrzymać takie dodatkowe dofinansowanie należy spełnić określone kryterium dochodowe: dochód na członka rodziny nie może przekroczyć 50% średniego wynagrodzenia (lub 65% w przypadku osoby samotnej). Spełniając ten warunek, można więc otrzymać wsparcie maksymalnie w wysokości 7000 zł.
– Dzisiaj koszt podstawowej protezy uda to kwota rzędu 10 tys. zł. To jednak proteza najprostsza, wystarczająca jedynie do codziennego funkcjonowania w bardzo ograniczonym zakresie. Wielu osób, nawet przy spełnieniu wszystkich wymogów i maksymalnym dofinansowaniu, po prostu na protezy nie stać – mówi Jolanta Czernicka-Siwecka.
Aby osoby niepełnosprawne mogły być w pełni aktywne zawodowo, konieczna jest średniej jakości proteza w cenie około 30-40 tys. zł. Dla osób młodych, które są na utrzymaniu rodziców, to ogromna kwota. Natomiast najlepszej jakości protezy zaawansowane, z dodatkami pozwalającymi funkcjonować osobie niepełnosprawnej w różnych sytuacjach, to kwoty rzędu 150-170 tys. zł i więcej.
Jak wynika z analizy przygotowanej przez firmę Vigo dzisiaj osoby niepełnosprawne, nie korzystające z zaopatrzenia w ogóle lub mające najtańszą protezę, nie są stanie samodzielne się poruszać (niejednokrotnie potrzebują stałego opiekuna); nie mają też możliwości podjęcia pracy zarobkowej, co stanowi dodatkowy koszt dla państwa.
Europejski model
Jak podkreśla prezes Czernicka-Siwecka, dzisiaj, zgodnie z obowiązującym rozporządzeniem, w zakresie dofinansowania do protez dla osób niepełnosprawnych panuje swoisty egalitaryzm. Każdemu, bez względu na jego potrzeby, należy się dofinansowanie w kwocie 2800 złotych. To nie rozwiązuje problemu.
– Zwracaliśmy na to uwagę ministerstwu w czasie spotkania w ramach prac nad przygotowywanym nowym rozporządzeniem. Osoby niepełnosprawne są w różnym wieku, mają różne oczekiwania dotyczące funkcjonalności protez. Inne będą konieczne dla ludzi młodych, które chcą być aktywne zawodowo, a inne dla starszych – zaznacza prezes Fundacji Iskierka.
Dodaje: – Pewnym wzorem mógłby stać się model stosowany w wielu krajach europejskich. Wyszczególniono w nim pięć grup, którym przypisane są szczegółowego kryteria, od których z kolei zależy poziom dofinansowania protez.
Zdaniem Jolanty Czernickiej-Siweckiej, w dłuższej perspektywie finansowanie przez państwo w całości protez osobom niepełnosprawnym po prostu się opłaca. Według wyliczeń przygotowanych dla Fundacji, pełne sfinansowanie kosztującej 40 tys. protezy osobie, która dzięki temu będzie aktywna zawodowo, przy założeniu, że będzie zarabiała średnią krajową, po czterech i pół roku pracy z tytułu różnych wpływów (podatku, składek ZUS) – zwraca się do budżetu w 100 procentach.
– Obecny system refundacyjny znacznie odbiega od przyjętych w większości krajów europejskich rozwiązań polegających m.in. na rozróżnieniu limitu w zależności od realnych potrzeb pacjenta, wieku, spodziewanej aktywności, szansy zatrudnienia czy charakteru pracy. Oczekiwaną zmianą byłoby wprowadzenie kilku poziomów, od których uzależniona byłaby wysokość refundacji – stwierdza Sebastian Jastrzębski z firmy Vigo.
Projektów było sporo
Specjaliści wskazują, że konieczne są zmiany w systemie refundacji. I to nie kosmetyczne. Powinny mieć charakter całościowy i obejmować zarówno wysokości limitów, dopasowanych do obecnych realiów rynkowych, jak i wprowadzenie kryteriów wysokości refundacji m.in. uzależnionych od wieku i poziomu aktywności.
Dzisiaj refundacja na poziomie od 2 do 25% najtańszego zaopatrzenia w protezy stawia Polskę na szarym końcu wśród krajów europejskich. Z roku na rok problem się nasila, co skutkuje coraz mniejszą liczbą osób korzystających z tego typu wyrobów. Dziś pacjent albo nie ma protezy w ogóle, albo ma taką, której parametry techniczne nie pozwalają na aktywną rehabilitację, nie mówiąc o podjęciu pracy.
– Co kilka miesięcy pojawiają się nowe projekty rozporządzania w sprawie wyrobów medycznych. Niestety, nie wprowadzają zmian systemowych. Ostatni z dostępnych projektów, zakładał np. podwyższenie refundacji protezy uda do z 2800 do 3400 zł. To duży wzrost, ale nie rozwiąże żadnego problemu – uważa Sebastian Jastrzębski.
Resort zdrowia: pojawią się nowe kryteria
Jak zapewnia Krzysztof Bąk, rzecznik resortu zdrowia, przygotowany projekt rozporządzenia zawiera katalog wyrobów medycznych wraz z określeniem limitów ich finansowania ze środków publicznych i wysokości udziału własnego świadczeniobiorcy w tym limicie oraz kryteria ich przyznawania.
– Celem planowanej regulacji jest określenie nowego, jednolitego wykazu wyrobów medycznych dostępnych na zlecenie, uwzględniającego potrzebę dostosowania regulacji prawnych do zaistniałych w ciągu ostatnich lat zmian w systemie, tak aby w ramach dostępnych publicznych środków finansowych system odpowiadał w możliwie najwyższym stopniu aktualnemu zapotrzebowaniu społecznemu – stwierdza Krzysztof Bąk.
Czy projekt rozporządzenia rzeczywiście będzie zawierał zmiany systemowe, czy jedynie kosmetyczne, przekonamy się niebawem.
źródło:JACEK JANIK/RYNEK ZDROWIA
Dzień 809 – zbieram się…
Codziennie jestem na basenie, na inną formę rehabilitacji nie miałbym sił.
A pływanie to był strzał w 10!
Moje dziewczyny są lepsze niż nie jeden lekarz 🙂
Od września dojdzie praca z psychologiem, może uda się coś wcześniej, ale to nic pewnego.
Jednym słowem zbieram siły przez decydującym starciem…
Dzień 808 – smutna wiadomość…
To bardzo smutna wiadomość…
http://www.tvn24.pl/wideo/z-anteny/tragedia-na-wyprawie,850964.html?playlist_id=15849
Dzień 807 – Słowo Sportowe…
Rozmowa z Jackiem Gaworskim, florecistą chorym na stwardnienie rozsiane i nowotwór rdzenia kręgowego
… właśnie tak można, a nawet trzeba o nim mówić. Nie stoi w blasku fleszy, przed kamerami, a jednak, każdy kto pozna jego historię jest poruszony. Pomimo stwardnienia rozsianego i postępującego nowotworu rdzenia kręgowego florecista Jacek Gaworski wystartował w szermierczych mistrzostwach świata w Budapeszcie. Czas jednak wrócić do kraju i szarej rzeczywistości. A ta bywa przygnębiająca. W ciągu miesiąca florecista musi zebrać 300 000 zł, żeby uratować swoje życie.
Zmęczony po mistrzostwach?
JACEK GAWORSKI: – Powoli dochodzę do siebie. Ale nie ukrywam, że było ciężko. Męcząca podróż autokarem w jedną i drugą stronę, zawody. Trochę brakowało siły. Tak więc zmęczony, ale szczęśliwy.
Szczęśliwy, ale lekki niedosyt pozostał?
– Właśnie. Zwłaszcza jeżeli chodzi o drużynowy turniej floretu. Otarliśmy się o medal. W meczu półfinałowym wygrywaliśmy już 38:32 (walczy się do 45). Niestety, poniosły nerwy. Obaj przeciwnicy dostawali trafienia karne za nieprzepisowe zachowanie, czyli podnoszenie się na wózkach. Wtedy zaczęła się prawdziwa wojna nerwów. Przegraliśmy i ostatecznie skończyliśmy zawody na 4. miejscu.
A turniej drużynowy?
– Startowałem w szpadzie i we florecie. Na pierwszy ogień szpada. W fazie grupowej walczyło mi się bardzo dobrze. Wygrałem cztery walki, a dwie przegrałem. Później niestety trafiłem na bardzo dobrego Brazylijczyka. Cały problem w szpadzie dla mnie polega na tym, że jako florecista dostaję bardzo dużo trafień w rękę. Tak było im tym razem. Trzy razy oberwałem tak mocno, że na drugi dzień ledwo trzymałem floret w ręce.
Ale dzielnie walczyłeś…
Starałem się. Troszkę nie popisałem się w grupach. Wygrałem trzy walki i trzy przegrałem. Później zwyciężyłem w pierwszym pojedynku pucharowym. Niestety o awans do czołowej ósemki przegrałem z Chińczykiem Hu, który zresztą później wygrał całe mistrzostwa. Niedosyt pozostał, ale jestem bardzo szczęśliwy, że udało mi się pojechać, zobaczyć to wszystko.
Sama organizacja zawodów?
– Rewelacyjne było to, że wszystko znajdowało się w jednym obiekcie. Mogłem się szybko przemieszczać ze swojej sali na salę, w której walczyli pełnosprawni. Było super, bo mogłem ich dopingować, przypomnieć sobie, jak to jest na zawodach tej rangi, odnowić stare znajomości, zapomnieć o chorobie. Co mi się nie podobało? Właściwe to była jedna rzecz. Zawody floretowe były prawie o 2 h opóźnione. Kiedy rano przyjechaliśmy na salę okazało się, że sędziowie strajkują. Jednak nie popsuło to całego obrazu mistrzostw.
Zawody się skończyły, trzeba było wrócić, co teraz?
– Przede wszystkim muszę odpocząć, trochę też od szermierki, dlatego postanowiłem, że w najbliższym czasie będę codziennie chodził na basen. Mam już za sobą parę treningów i muszę przyznać, że reaguję rewelacyjnie. Mięśnie się rozluźniły. A jeżeli chodzi o leczenie, no cóż… czeka nas kolejna batalia. Był moment kiedy chciałem się poddać, ale żona i córka nie chcą mi na to pozwolić. Tak naprawdę to mam przed sobą ostatnią szansę na uratowanie życia. Kliniki w Niemczech i Bostonie zaproponowały mi eksperymentalne leczenie. Jego koszt to 300 tys. zł. Mamy deklarację firmy BUDIMEX, że jeżeli uzbieramy 200 tys. zł, to firma ta dołoży wówczas 100 tys. Zdaję sobie sprawę z tego, w jak trudnej sytuacji jestem, dlatego zacząłem myśleć o tym, żeby skorzystać z pomocy psychologa. Zobaczymy, jak to wszystko się ułoży.
Rozmawiała
ALEKSANDRA
SZUMSKA