Dzień 506 – Ekstremalne jadłospisy, czyli jak (sami) żywią się pacjenci onkologiczni
NFZ nie refunduje porady dietetycznej, a w związku z tym dietetycy są zwalniani ze szpitali. Trudno więc pacjentowi onkologicznemu otrzymać rzetelną poradę – mówi portalowi rynekzdrowia.pl Aleksandra Kapała, specjalistka chorób wewnętrznych, dietetyki w chorobach wewnętrznych i metabolicznych*.
Rynek Zdrowia: – Przychodzi pacjent do onkologa, diagnoza: rak. Lekarz informuje go o tym, jak będzie przebiegało leczenie. Czy usłyszy też jak powinien się odżywiać?
Aleksandra Kapała: Nie, bo pacjent trafia do onkologa, który w ciągu 8 godzin musi przyjąć nawet do 50 pacjentów. Nie tylko postawić diagnozę, ale zaplanować leczenie czy weryfikować jego skuteczność. Niemniej onkolog powinien wiedzieć, gdzie wysłać chorego po poradę żywieniową.
Zostańmy przy tym pacjencie. Wraca do domu z plikiem recept, w szoku i stresie. Rozpoczyna nie tylko terapię, ale i poszukiwanie informacji, m.in. co jeść, by walczyć z chorobą. Często wiedzę taką czerpie z internetu, gdzie roi się od cudownych diet antyrakowych …
Szuka w internecie czy wśród znajomych, bo brakuje rzetelnych, wiarygodnych informacji przekazywanych przez instytucje, które powinny o tym mówić.
Inna kwestia to psychologiczny aspekt tego czemu został poddany. Gdy dowiaduje się, że choruje na chorobę nowotworową, zostaje przez lekarza niejako ”zaatakowany” ofertą, która polega na operacji, radioterapii, chemioterapii itd.
Pacjent ma niewielki wpływ na to, co będzie się działo. Może najwyżej odmówić leczenia. Ma jednak wpływ na to co je. I tu pojawia się przejęcie inicjatywy: ”zagłodzę tego raka” albo ”uzdrowię się olejem lnianym”. Dochodzi do dramatycznych przetasowań w diecie.
Weźmy pod lupę jeden z opisywanych przez panią doktor jadłospisów: pacjentka chora na raka jajnika. Jej jadłospis to samodzielnie utworzony miks różnych diet antynowotworowych. Spożywa 3 razy dziennie pastę z twarogu i oleju lnianego, otręby z kefirem, garść jagód Goji, 2 łyżki miodu pokrzywowego, olej sezamowy ok. 2 łyżek, 2 kostki gorzkiej czekolady, często orzechy, suszone owoce, sok świeżo wyciskany z różnych owoców lub warzyw. Zażywa suplement z płetwy rekina grenlandzkiego i koenzym Q10…
Pacjentka spożyła 178 g tłuszczu, a potrzebuje ok. 60 g. Jedna trzecia z ilości należnej, czyli ok. 20 g powinny stanowić wielonienasycone kwasy tłuszczowe – w tym jadłospisie jest ich aż 66,5 g! Powinno być 1-2 g kwasów omega-3, a jest 12,5 g!
Tak ogromna podaż kwasów omega-3 nie jest obojętna dla naszego zdrowia. Są to substancje o silnym działaniu przeciwkrzepliwym. Przedawkowanie omega-3 może spowodować krwawienie z różnych układów i narządów.
Nietrudno o to u chorych w trakcie aktywnego leczenia onkologicznego, gdzie np. śluzówka przewodu pokarmowego już jest uszkodzona na skutek leczenia. Poza tym ta pacjentka nie spożywa ani jednego zbilansowanego posiłku!
Chora wymyśliła sobie tę dietę, ale są i takie, które łatwo znaleźć w internecie. Reklamowane są hasłami typu: ”Święty Graal w leczeniu raka …”
W ciągu kilkunastu lat pracy widziałam niesamowite rzeczy. Mamy do czynienia z falą rozmaitych mód dietetycznych. Np. dieta Gersona, która polega głównie na spożywaniu ogromnej ilości soków warzywno-owocowych. Dieta polega na wypijaniu minimum 13 szklanek dziennie.
Nawet zdrowa osoba miałaby z tym kłopot, a co dopiero pacjent, który ma dolegliwości z przewodu pokarmowego w trakcie chemioterapii. W tej diecie występuje niedobór węglowodanów, białek, tłuszczy. Jest za to zalew mikroelementów, ale w takich ilościach, których organizm ani nie potrzebuje, ani nie jest w stanie przetworzyć.
Inna niezbilansowana dieta antyrakowa: dieta dr Budwig, w której ok. 60-70 proc. kalorii pochodzi z tłuszczy. Co z tego, że ze zdrowych tłuszczy, bo do takich należy olej lniany. Nie potrzebujemy jednak pół szklanki oleju na dobę, potrzebujemy zaledwie dwóch łyżeczek. Bezmyślne podwajanie czy potrajanie ilości zdrowych produktów obraca się przeciw choremu.
Dochodzi do ekstremalnego żywienia się produktami, które mają opinię bardzo zdrowych?
Tak, jeżeli tylko jakiś produkt jest podejrzany o działanie antynowotworowe, pacjent chory na raka stara się go zjadać jak najwięcej. Rzadko kiedy zdaje sobie sprawę, że tego typu posunięciem wywołuje ogromną dysproporcję w rozkładzie poszczególnych kalorii w jadłospisie.
Prawidłowy to 50 proc. węglowodanów, 30 proc. tłuszczy, 20 proc. białka. Jeżeli dodamy do jadłospisu szklankę oleju dziennie – zaburza się wchłanianie innych składników, witamin, mikroelementów. Nieprawidłowa dieta może pogłębić wyniszczenie, przysporzyć dolegliwości typu: biegunki, zaparcia, bóle brzucha, być przyczyną niedoborów mikro- i makroskładników.
Może też spowodować niedobory białka, a jak nie ma białka – nie ma gojenia ran, nie są produkowane enzymy, hormony itd. Organizm nie ma szans na rekonwalescencję, jest za to spore ryzyko ciężkich powikłań i malejąca odporność.
Pacjent, który nie ma skąd wziąć rzetelnych informacji jest łatwym łupem dla twórców cudownych środków…
Niestety tak. Wciąż modne jest też tzw. głodzenie raka, czyli ”stosuj głodówkę, to zniszczysz komórki raka”. Tłumaczę pacjentom, że rak to jest 5-10 proc. komórek, które ma człowiek chory, ale 90 proc. komórek jest zdrowych i one muszą normalnie funkcjonować.
Bo głodzenie rakowi niewiele zaszkodzi, natomiast komórkom zdrowym odbierze możliwość spełniania swoich zadań. Ciągle mam również pacjentów, którzy żywili się wyłącznie kozim mlekiem, otrębami, wodą alkaliczną albo kaszą jaglaną. Jadłospisy z horroru.
Poszukiwanie leku na raka to również sięganie po takie wynalazki jak np. chińskie zioła.
Często bywa tak, że pacjent ma wiele obaw związanych z chemioterapią, studiuje szczegółowo ulotkę leku, wypytuje lekarza, konsultuje z innym, ale bez mrugnięcia okiem łyka chińskie ziółka na opakowaniu których nie widnieje nawet ich skład, co handlujący nimi absurdalnie tłumaczą ”tajemnicą”.
Szczęście, jeśli są to związki obojętne dla organizmu pacjenta. Są jednak produkty, które,wchodzą w interakcje z chemioterapeutykami albo nasilają niektóre objawy uboczne. To nie muszą być chińskie zioła, ale i bardzo duże ilości selenu, jodu, witaminy A. Bywa, że są przyjmowane w toksycznych dawkach.
A co z rzetelną poradą specjalisty od żywienia?
Od 1 stycznia 2012 roku zgodnie z rozporządzeniem MZ należy ocenić stan odżywienia pacjentów w każdym oddziale szpitalnym oprócz izb przyjęć i SOR. Od 1 stycznia jest też obowiązek utworzenia zespołu żywieniowego w każdym szpitalu.
Obecnie w szpitalach zajmujemy się jednak głównie ustalaniem żywienia dojelitowego lub pozajelitowego a problem z żywieniem zaczyna się dużo wcześniej. Niestety z pacjentami onkologicznymi żywieniowo przez lata nie robi się nic. Problem w tym, że NFZ nie refunduje porady dietetycznej, a w związku z tym dietetycy są zwalniani ze szpitali. Trudno pacjentowi onkologicznemu taką poradę uzyskać.
Brakuje specjalistów?
Na studiach medycznych albo nie ma dietetyki, albo jest w bardzo okrojonej formie. Z kolei dietetyka jako nauka do tej pory klasyfikowana była wśród nauk rolniczych, dopiero od niedawna została włączona do nauk medycznych.
Studenci dietetyki za mało czasu spędzają w szpitalu z pacjentem, a tak złożony problem medyczny jak choroba nowotworowa wymaga szerszego spojrzenia – skojarzenia wiedzy onkologa z wiedzą żywieniowca.
Jakie działania mogą poprawić tę sytuację?
Należy tworzyć poradnie dietetyczne dla pacjentów onkologicznych przy każdym centrum onkologii w Polsce. Musimy walczyć o zmianę sposobu myślenia rządzących i zwrócić się głębiej ku profilaktyce i prewencji w chorobach onkologicznych.
Wreszcie trzeba przywrócić odpowiedni status zawodowi dietetyka i ponownie zatrudniać tych specjalistów w szpitalach. Niezbędna jest edukacja. Wiedza musi trafić do lekarzy, dietetyków, pielęgniarek i w formie warsztatów do pacjentów.
Chorzy muszą wiedzieć jakiej pomocy mogą wymagać, a lekarze, gdzie mogą kierować pacjentów. Każdy pacjent w momencie rozpoznania choroby nowotworowej powinien otrzymać poradę żywieniową, a w poradni muszą pracować: lekarz, dietetyk, fizjoterapeuta, psycholog, logopeda, wykwalifikowana pielęgniarka i pracownik socjalny – tak jak jest to w krajach Europy Zachodniej.
Rozmowy z MZ i z dyrekcjami szpitali to długa i żmudna droga, dlatego postawiliśmy na inicjatywę oddolną. Jesteśmy na początku drogi tworzenia odpowiednich struktur, które będą służyły choremu.
*Lek. med. Aleksandra Kapała pracuje w szpitalnym zespole żywieniowym Centrum Onkologii – Instytutu w Warszawie.